wtorek, 15 września 2015

SF: Nowe życia, nowa ja.- Rozdział 6

Przepraszam za tak długą przerwę, ale miałam kilka spraw do załatwienia związanych z nowym mieszkaniem. :)


Rozdział.6

Wychodziłam już z głębokiego snu i zbliżałam się do przebudzenia. Głowa jeszcze mnie lekko pobolewała, ale dało się przeżyć. Otworzyłam delikatnie oczy. „Dziwne. Jestem wyspana, dość dobrze się czuję. Pomimo że głowa lekko pobolewa mnie….Zaspałam!”. Zerwałam się z łóżka. Zegarek wskazywał godzinę 9:45.
-Dobrze, nie jestem jeszcze tak bardzo spóźniona..
Kurde co ja wygaduje. Skarciłam się w myślach. Zajęcia rozpoczęły się o 9, a ja jeszcze jestem w domu. „No nic. Wpadnę na kolejną lekcje.” Ubrałam się w ekspresowym tempie. Nie chciało mi się zbytnio malować. Więc odpuściłam sobie cienie, kredkę do oczu. Delikatnie przeleciałam rzęsy tuszem. W sumie nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam taki delikatny makijaż. O ile można nazwać to makijażem.  Zbiegłam na dół. Przygotowałam sobie jedzenie do szkoły. Czyli baton, zieloną herbatę  i pokrojoną cytrynę w kostkę z odrobiną cukru. Tak wiem, dziwaczne jedzenie, ale po prostu to lubię. Zbliżałam się do drzwi, gdy wpadłam na pomysł aby pojechać do szkoły moją furą. Jak pomyślałam tak też i zrobiłam. Zgarnęłam szybko kluczyki z komody, zamknęłam dom i udałam się do garażu. Wyprowadziłam moją super furę z garażu i zamknęłam drzwi. Ścigacz był dość duży, ale nie specjalnie mnie to przerażało ponieważ kiedyś już na takiej maszynie jeździłam. Zanim odpaliłam i ruszyłam, założyłam plecak i sprawdziłam czy wszystkie kieszenie są dobrze zapięte, odpaliłam swoją MP3, nałożyłam kask i mogłam już ruszyć. Mknęłam ulicą, czułam się dziwnie wolna. Liczyło się to co jest tu i teraz. Żadnych problemów, trosk. Kompletnie nic. Nagle zauważyłam ciemnowłosego chłopaka na przystanku od razu poznałam że to Armin. „Co on tu robi? Może się zapytam.” Zjechałam na przystanek, zdjęłam kask. Mina chłopaka była bezbłędna. Uśmiechnęłam się, a rzadko kiedy to robię.  W sumie ostatnio coraz częściej.
-Hej Armin! Co tutaj robisz? Czyżbyś zaspał? Gdzie jest Alexy?
-H..Hejjj! To Twoja bryka?- zapytał ze zdziwieniem i podekscytowaniem.
-Tak. Aron mi go kupił, ponieważ nie zawsze miałby czas mnie wozić do szkoły. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – spojrzałam na niego z rozbawieniem, bo wciąż miał minę jak by zobaczył nie wiadomo co.
- Wow, nieźle. Zazdroszczę Ci. Wracając do Twoich pytań to tak, zaspałem. Według moich starszych za długo grałem w grę i mam tego skutek. Ja oczywiście się z tym nie zgadzam. Bo jak to można grać w coś za długo? <oburzył się> A wyrodny braciszek jest już w szkole. Tato rano go zawiózł w ramach nagrody za wczesne wstawanie. Drań. A ja w zamian nauczki nie mogę zostać w domu i muszę czekać na autobus. – westchną ciężko i spojrzał gdzieś w dal.
-No wiesz, ja też zaspałam i tak jakoś  się składa że mam wolne miejsce za sobą. Może chciałbyś podjechać? O ile się nie boisz jechać z dziewczyną oczywiście.- roześmiałam się. W jego oczach zobaczyłam błysk.
-Mógłbym?! Serio?! Wow. Jasne że skorzystam z propozycji. Zawsze chciałem się przejechać.
-No to wskakuj, tylko nie mam 2 kasku niestety. Więc obejmij mnie i się wtul nie będzie tak wiało. „Boże! Ja to powiedziałam? O.o”
Nie musiałam powtarzać. Armin szybko zajął miejsce za mną i postąpił według wskazówek. Dziwne uczucie gdy ktoś tak obejmuje, ale w sumie jest coś w tym miłego. Ruszyliśmy. Parę minut później byliśmy już na miejscu. Gdy podjechaliśmy pod szkołę, trwała akurat przerwa. Ryk silnika sprawił że wzrok  wszystkich skierowany był w naszą stronę. Zaparkowałam moje maleństwo i zsiedliśmy z niego.
-Dobra jesteś Liv. Dzięki za podwózkę. A tak w ogóle jak się czujesz?- spytał z troską w głosie.
-Nie ma za co. Polecam się na przyszłość.<klepnęłam go w ramię>. Ja czuje się dość d…….
-Armin! Liv! Ścigacz! Co do cholery ma to znaczyć? Powiedz że specjalnie zaspałeś, bo wiedziałeś że nasza koleżanka przyjedzie w takim stylu do szkoły.
-Tiaaaaa, wiedziałem nie powiedziałam i jeszcze specjalnie chciałem wysłuchiwać gadania rodziców. Tak to był spisek.- Armin przewrócił oczami.
-HAHAHAHAHAH. Spokojnie chłopaki. Alex nie bądź zazdrosny, ciebie też przewiozę. A tak w ogóle miło Cię widzieć.- uśmiechnęłam się nieśmiało do chłopaka.
-Hejjooo młoda.<przytulił się> Jak się czujesz, tak w ogóle. Długo byłaś w szpitalu? Wypoczęłaś trochę?
-Nie za dużo pytań zadajesz jak na jeden dzień? <kątem oka widziałam jak jakiś brązowowłosy chłopak przygląda się naszej rozmowie> Tak czuje się już dobrze. Wyszłam po paru godzinach i jak widzisz przez całe to zamieszanie zaspałam. Psstt Alex <ściszyłam głos>. Znasz tego chłopaka? Cały czas się nam przygląda. Jego wzrok mówi zostaw moją kanapkę w spokoju.
Armin się odwrócił i wybuchną śmiechem.
-Ty, pożeracz kanapek chodź do nas.<machną  ręką do chłopaka>. Musze Ci kogoś przedstawić. Poznajcie się. Kentin to jest Liv. Liv to jest mój chłopak Kentin. Tak zwany pożeracz kanapek <znowu śmiech>.
Ta informacja mnie oszołomiła. Brązowowłosy wyciągną rękę na powitanie.
-Witaj, miło mi Cię poznać. – jego twarz złagodniała trochę. Odwzajemniłam uścisk.
-Wzajemnie. Czyli Ty jesteś…
Przerwał mi.
-Tak jestem gejem i dobrze mi z tym. Mam nadzieję że nie masz nic przeciwko i nasze relacje nie ulegną jakiejś wielkiej zmianie?- cały czas się uśmiechał delikatnie i zarazem niepewnie.
-Jasne że nie mam. Powiem Ci musisz mieć jaja, żeby obcej osobie powiedzieć tak intymną rzecz. – przytuliłam go na znak że nie mam nic przeciwko.
-Oj ma jaja, ma i to jakie- odezwał się Ken.
-Nie przy ludziach, dobrze?- jednocześnie powiedział do Alex i Armin. Spojrzeli na siebie, chcieli powstrzymać śmiech, no ale jak to oni. Jest to niemożliwe.
Pogadaliśmy jeszcze ze sobą i zadzwonił dzwonek. Wyjęłam swój plan lekcji,  aby sprawdzić co teraz mam. „Ehh historia, sala 23” Nie przepadałam nigdy za historią. Zapewne było to spowodowane osobami które prowadziły owe lekcje. Nie były zbyt kompetentne. Ale mniejsza o to. Czas znaleźć klasę. W sumie to moja pierwsza prawdziwa lekcja tutaj, nawet za bardzo nie wiem kto jest u mnie w klasie.
Ze znalezieniem klasy nie miałam problemu. Znajdowała się na piętrze. Zapukałam do drzwi i weszłam potulnie do klasy.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie. Jestem nową uczennicą.- Nie patrzyłam nauczycielowi w oczy. W sumie cały czas patrzyłam w podłogę.
-Witaj. Masz na imię Liv, zgadza się? <przytaknęłam>  Miło mi Cię w końcu poznać Liv.  Nazywam się Johan Larsen, jestem nauczycielem historii, jak się domyślasz i Twoim wychowawcą. Mam nadzieje że się już lepiej czujesz?
-Tak już lepiej. Dziękuję za troskę profesorze.
Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Chyba nikt go tak nigdy nie nazwał. No to jestem pierwsza w takim razie..
-Liv, zajmij wolne miejsce. Dzisiaj będziesz się tylko przyglądać lekcji. Na następnej mam nadzieje że będziesz się już udzielać.
Uśmiechną się przyjaźnie. W końcu podniosłam wzrok i zauważyłam, że ślepia wszystkich zwrócone są w moją stronę. ‘’Eh, dziewczyny nie widzieli czy co!” Krzyknęłam w myślach. Rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu wolnej ławki. Niestety takiej nie znalazłam. Nagle usłyszałam znajomy mi już głos.
-Liv! Za mną jest wolne miejsce. Siadaj.
To była Iris, która siedziała z…! Kastielem?? No piękni, jeszcze mi tego brakowało żeby być razem z nim w klasie. Po prostu cudownie. Dobra wiadomość była taka, że to nie przy nim musiałam usiąść. Zbliżyłam się do miejsca, wskazanego przez Iris. Oczywiście Kastiel cały czas mi się przyglądał. Irytowało mnie to i wzbierała we mnie złość.  Starałam się uspokoić wewnętrznie. Wracając do mojego miejsca. Otóż okazało się że miejsce dla mnie znajdowało się przy obcym chłopaku. Tak wiem dziwnie to brzmi. Jest obcy ponieważ nie zamieniłam z nim aż dotąd ani jednego słowa, ani praktycznie go jeszcze w szkole nie widziałam.
Zajęłam miejsce obok niego. Nie miałam śmiałości zbytnio się na niego spojrzeć. Chyba chciał coś powiedzieć ale Iris ubiegła go o kilka sekund.
-Jak się czujesz? A wiesz co, chyba dobrze mi poszła kartkówka z matmy i to dzięki Tobie. Jesteś super i cieszę się, że jesteś w naszej klasie. Mam nadziej że nie będziesz tego żałować.- jej uśmiech sprawiał, że człowiek od razu czuł się lepiej.
-Już w porządku, dzięki za troskę. Cieszę się, że mogłam Ci pomóc. Polecam się na przyszłość.
-Dla mnie też będziesz służyć pomocą?- swój  wzrok przeniosłam na rudowłosej towarzysza.
-Nie. Dla Ciebie nie będę taka dobra. Masz szczęście że jeszcze żyjesz.- spojrzałam na niego od niechcenia. Pomimo że wkurzał mnie swoim zachowaniem, to jakaś część mnie pragnęła go bliżej poznać.
-Ho,ho. Grozisz czy obiecujesz piękna? Chodź dzisiaj to nie taka piękna, zgubiłaś gdzieś swoją wczorajszą twarz.- Zaśmiał się złośliwie.
-Pfff.- prychnęłam i udałam że tego nie słyszałam.
Dzięki Bogu że zadzwonił dzwonek. Nie czekałam aż inni pierwsi wyjdą z klasy. Nawet nie poczekałam na Iris, tylko poszłam gdzieś przed siebie. Miałam mieć teraz w-f z którego byłam zwolniona na tydzień z  powodu wczorajszej kontuzji. Więc miałam udać się do biblioteki i tam spędzić godzinę lekcyjną. Wolałam jednak znaleźć sobie jakieś odludne miejsce. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi które prowadziły na dach.
-Wstęp wzbroniony.-przeczytałam na głos
„Hymm, skoro tak to.. wchodzę. Tam powinnam być sama.” Chwilę później znajdowałam się już na schodach które prowadziły na dach. Dość szybko je pokonałam. I oto dostałam się na szczyt. „Wow, widok jest cudowny.” Usiadłam sobie za kominem wentylacyjnym. Dobrze, że są tutaj takie spokojne miejsca. Wciągnęłam powietrze i powoli je wypuściłam. Miałam okazje sobie zjeść w spokoju. Wyjęłam więc pudełko z pokrojoną cytryną i zielony napój bogów.  Wzięłam kawałek i delektowałam się nim. To mój smak. Tego mi było trzeba. Wzięła mnie ochota na napisanie czegoś. Postanowiłam wyjąć swój magiczny czarny notes i napisać to co podpowiada mi serce. Zatopiłam się we własnych myślach.
                    Notatka:
                                            
                                               „Zagubienie”
                                              Stoję w latargu na ścieżce życia,
                                              Obcy ludzie przyglądają się tylko z ukrycia.
                                              Nie ma dziś śmiałka który zechce wskazać mi drogę,
                                              A ja wciąż stoję i wybrać nie mogę.
                                              W którą stronę podążyć i co wybrać mam.
                                              To jest tak cholernie dołujący stan.
                                              W głowie wciąż mętlik i brak już sił.
                                               Czy znajdzie się ktoś, kto wskaże ścieżkę mi?!
                                                Oświetli mi drogę i pokaże gdzie iść.
                                                Lecz gdy  nie będzie wiedział co radzić mi ma,
                                                Pozostanie cichym aniołem który odpędzi
                                                Pojawiający się strach…..”

Nagle poczułam na swoich plecach, coś ciężkiego. Wyrwałam się ze swoich myśli i spojrzałam na ramię. Leżał na nim skrawek ciemnozielonego płaszcza o dość pięknej strukturze. „Co to cholery?” Zaczęłam się rozglądać, dopiero wtedy zauważyłam że po bocznej stronie komina siedzi jakiś mężczyzna. Moje serce raptownie przyspieszyło. Nie wiedziałam co zrobić. Czy uciekać? Czy może rozpocząć rozmowę. Dlaczego w takich sytuacjach zachowuje się jak dzikus. Chłopak, poczuł mój wzrok na sobie i odwrócił swoją twarz w moją stronę i wstał. Dobrze że ja nie stałam w tym momencie , bo gdyby tak było nogi ugięłyby się pode mną. Owy chłopak wyglądał jak postać wyciągnięta z przeszłości. Oczywiście to tylko plus. Ubrany był w  stylu wiktoriańskim. Ubrania były idealnie dopasowane do jego sylwetki. Wszystko ze sobą współgrało. Powiem szczerze, nikogo jeszcze takiego nie widziałam w swoim życiu. A w różnych miejscach już byłam. Jego włosy były dłuższe od moich. Sięgały mu prawie do pasa. Ale to nie było najdziwniejsze. Nie jedna dziewczyna chciałaby mieć taki kolor włosów jak on. A mianowicie były całe białe. Kolorem przypominały śnieg który co dopiero przebył swoją długą drogę z chmur na ziemię. Czarne  pasmo  włosów, podkreślało tylko tą biel. Zdobyłam się na odwagę i  spojrzeć tej osobie w twarz. I to był chyba błąd, ponieważ poczułam jak policzki mi się zaczerwieniły. „Co on sobie o mnie pomyśli”  Miał lekki czarny zarost, który podkreślał jego rysy twarzy. Jego skóra była blada. Usta były średniej wielkości ale miały przepiękny bladoróżowy kolor. No i w końcu oczy największy atut u ludzi. „Piękneeee!” Nigdy takich nie spotkałam. Oczy były dość duże. Lewa tęczówka była koloru zielonego a prawa wpadała w złocisty kolor. Te oczy sprawiały że jego twarz była jeszcze bardziej tajemnicza. „Chyba zbyt długo się patrzę na niego.” Spuściłam wzrok w bok. Eh moje serce cały czas ma przyspieszone tępo. Co jest.!
-Witam Panienkę. Nie chciałem przeszkadzać i wyrywać z rozmyślań, lecz zauważyłem że trochę  trzęsiesz się z zimna. Postanowiłem użyczyć swojego płaszcza. Mam nadzieję że nie masz nic przeciwko.- jego kąciki ust lekko poszły w górę.
-Nie, nie mam. Bardzo dziękuję. Nawet nie zauważyłam jak zrobiło się chłodno. <Wstałam z ziemi>. Już mi cieplej, więc proszę oddaje płaszcz.- zdjęłam płaszcz z siebie i podałam chłopakowi. Był wyższy ode mnie, na oko był podobnego wzrostu co Kastiel. Czyli kolejny wyższy facet ode mnie.
-Byłaś tak pochłonięta, że nawet mnie nie usłyszałaś i nie zauważyłaś. Więc przedstawię się jeszcze raz. Nazywam się Lysander Ekker. <wziął moją dłoń, schylił się i złożył pocałunek a na moje policzki wkradł się znów rumieniec> Byłem dzisiaj Twoim sąsiadem z ławki na lekcji historii. – odgarną kosmyk włosów spadający na jego twarz i spojrzał mi się w oczy.
-Naprawdę? Bardzo przepraszam, ale byłam tak spięta że nie zwracałam uwagi z kim usiadłam. „Co za wstyd, jest tu gdzieś pistolet aby palnąć sobie w łeb?!”. Miło mi Cię poznać. Moje imię już zapewne znasz z lekcji, ale przedstawię się jeszcze raz. Nazywam się Liv Northug. Niedawno się przeprowadziłam i stąd moje rozkojarzenie.- przez moją twarz przemkną cień uśmiechu.
- Liv.. imię skandynawskie  wywodzące się ze staro nordyckiego „hlif” co oznacza „schronienie”. W czasach współczesnych oznaczające „życie”. Powiem Ci że zapowiada się ciekawie. – cały czas nie spuszczał wzroku z mojej osoby. Szczególnie z moich oczu. Czuję się skrępowana.
-Interesujesz się znaczeniem imion?- spytałam zdziwiona i oszołomiona.
-Zgadza się. Imiona mogą wiele powiedzieć o człowieku. Kiedyś wierzono, że imiona nadają cechy ludziom. Dlatego też dużą wagę przykładano na odpowiedni dobór imienia.- powiedział to ze spokojem w głosie.
-W takim razie Twoje imię co oznacza?- spytałam zaciekawiona.
-Hymm, nie powiem Ci w tym momencie. Przyjmij to jako wyzwanie albo jako pracę domową. Przy najbliższym spotkaniu zdradzisz czego się dowiedziałaś. A ja albo potwierdzę albo wyprowadzę z błędy. Umowa stoi? – ten błysk w oku i głos…
-Przyjmuje wyzwanie.- moja mina krzyczała: ja tu rządzę.
Jego wzrok uciekł w bok i zatrzymał się na pudełku śniadaniowym. Zrobił zdziwioną minę.
-Mogę się o coś Ciebie zapytać? – jego wzrok powrócił na wcześniejsze miejsce. Czyli na mnie.
-Jasne. Najwyżej nie usłyszysz odpowiedzi.- przybrałam obojętny ton.
-Co znajduje się w tym pudełku, bo przypomina mi to kawałki cytryny. Lecz to chyba nie jest możliwe żeby ktoś jadł cytrynę.
-No to dobrze Ci się to przypomina. Jest to cytryna. Tak wiem nie najlepszy zestaw śniadaniowy bo połączony jeszcze z zielonym napojem bogów i współczesnym produktem czyli batonem. No ale po prostu ja to lubię. Ale spokojnie już wiele razy słyszałam że ze mnie dziwak. – mój głos był dziwnie opanowany
-Hymmm. Ciekawe.- zamyślił się.
-Wiesz co, na mnie już czas bo zaraz kończy się lekcja i muszę znaleźć jeszcze klasę. Mam nadzieję że się nie gniewasz. „Boże co za tekst. Dlaczego miałby się gniewać. Pogrążam się coraz bardziej.”
-A gdzie masz teraz lekcje? Mogę Cię zaprowadzić. – Cały czas nie spuszczał swojego wzroku.
-Serio? Mógłbyś? Chwileczkę zaraz sprawdzę… Mam biologię w klasie 16. A na dole są klasy tylko do 10, a na górze już lecą 20.- westchnęłam.
-Jasne nie ma sprawy, zawsze do usług.- uśmiechną się.
-Dzięki, tylko spakuje swoje graty i możemy już iść.
Kucnęłam aby pozbierać swoje rzeczy, w raz ze mną kucną i Lysander. Pomagał mi się spakować. Miło z jego strony. Bardzo przystojny, inteligentny  i kulturalny chłopak.
-Piszesz wiersze ?- nagle z rozmyślań wyrwał mnie jego przeszywający głos.
-Yyyyy, czasami ale to nie ważne.- zebrałam mu swój notes. Byłby wstyd gdyby przeczytał to co napisałam. Moja reakcja go zaskoczyła. Zapięłam plecak i wstałam. – Idziemy?
-Jasne. Panie przodem..-jego głos nie był już taki wesoły. „Co takiego zrobiłam?”
Nasza dalsza drogę to ciągłe milczenia. Wydawało mi się że chciał coś jeszcze powiedzieć, ale sobie odpuścił. Zaprowadził mnie pod klasę. Okazało się że szkoła ma jeszcze inne skrzydło, do którego wchodzi się z drugiej strony podwórka.
-To jesteśmy na miejscu.- spojrzał mi w oczy. Więc ja już lecę bo mam fizykę rozszerzoną. Także do zobaczenia Liv.- uśmiechną się lekko.
-Jeszcze raz dzięki i do zobaczenia. – Wpatrywałam się jak odchodzi. Dlaczego tak bardzo chciałam aby się odwrócił? Było między nami jakaś dziwna więź. Nagle zobaczyłam jak na niego wpadł Kastiel i zaczęli się przepychać. Wszystkie dziewczyny oglądały się za nimi. Robiąc maślane oczka. Mimowolnie uśmiechnęłam się. „Może ten Kastiel nie jest taki zły? Skoro przyjaźni się z Iris i z Lysandrem.”
-Liv!!!- podskoczyłam po ktoś krzykną mi do ucha. Chciałam już komuś walnąć, ale okazało się że to Iris.
-Boże dziewczyno!! Aleś ty delikatna. Chcesz abym dostała chyba zawału i aby mnie wynieśli ze szkoły ale nogami do przodu.- starałam opanować oddech i patrzyłam się na dziewczynę jakbym chciała ją zabić. Dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Spokojnie, nie mam zamiaru Cię zabić. Bo wiesz co? Polubiłam Cię.<uśmiechnęła się szeroko>. Chciałam Ci coś zaproponować.
-Pogrzeb w okazyjnej cenie?- dziewczyna znowu zaczęła się śmiać.
-Nie, nie. W ramach podziękowania za pomoc przy matematyce i korzystając z okazji że dzisiaj piąteczek. Chciałabym Cię zaprosić do siebie. Mam na weekend wolną chatę. Wpadnie paru znajomych ze szkoły. Powiedzmy że będzie mała imprezka. Co ty  na to ? W sumie nie przyjmuję odmowy.– wyszczerzyła zęby.
-Hymm sama nie wiem nie przepadam za dużymi imprezami. A kto będzie? Znam te osoby?- podrapałam się w czoło.
-Nie przesadzaj. Poznasz lepiej nowych ludzi i tak naprawdę to nie będzie  wielka impreza. Będę tylko ja, TY, Kastiel <na dźwięk jego imienia zrobiłam dziwną minę, Iris chyba to zauważyła. Ale nie przerwała wyliczania>  Lysander <lekki uśmiech>, taka dziewczyna Violetta z naszej klasy, a ze starszych klas to bliźniaki, Ken i Rozalia. No to byłoby wszystko.
-No to ładna grupka. Niektórych znam.-zamyśliłam się. Jedno imię mnie tylko przekonywało żeby tam pójść. Znowu zalałam się rumieńcem.
-No to widzisz. Więc nie ma mowy abyś nie przyszła. Więc dzisiaj u mnie punkt 20.00. Okey? A właśnie przygotuj jakąś koszulę nocną bo śpisz dzisiaj u mnie. W sumie każdy kto chce może spać, ale ty na bank.
-Spokojnie, spokojnie najpierw muszę zapytać się Arona co on na to.
-No okey. Ale liczę na Ciebie. W razie co mamy swoje numery. Prześlę Ci po lekcjach mój adres. A teraz do później, bo muszę lecieć bo mam rozszerzenie z angielskiego. A ta baba nie lubi jak się ktoś spóźnia. Więc papa.- pocałowała mnie w policzek i poleciała dalej jak opętana.

Ta szkoła jest naprawdę dziwna. Ale to idealnie trafiłam. Pierwszy raz czuję że do czegoś pasuje. Lekcja rozpoczęła się. Dzisiaj nie musiałam nic robić, z racji tego że to moja pierwsza lekcja. Przysłuchiwałam się jaki teraz dział przerabiają. Nauczycielka wyglądała na sympatyczną i kompetentną. Lekcja minęła szybko. Wyszłam z klasy i udałam się na dziedziniec. Szybko znalazłam swój ścigacz, wsiadłam na niego i ruszyłam w kierunku domu. Po drodze wydawało mi się, że minęłam Kastiela. Ale mniejsza o to. Teraz czeka mnie rozmowa z Aronem. Ciekawe czy mnie puści. Chodź w to wątpię. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz