- Gdzie ja jestem?- chciałam podnieść się z łóżka, ale ból
mi to uniemożliwił.
- Jesteś w szpitalu, miałaś mały wypadek w szkole. –
odpowiedział mi, męski i ciepły głos. W jego brzmieniu było słychać troskę i
przejęcie.
- A co tak dokładnie się stało? Pamiętam tylko że szukałam
pokoju gospodarzy, wpadłam na Kas… Na pewną osobę. W tedy pobiegłam w stronę korytarza
i właśnie film mi się urwał.
Głos mi drżał ze złości na samą myśl o Kastielu. Nagle
poczułam na sobie jego wzrok.
- Wpadłaś na drzwi, które otwierałem. Upadłaś na podłogę i
uderzyłaś głową o nią. Zabrałem Cię od razu do szpitala. Resztę już wiesz.
Dlaczego szukałaś pokoju gospodarzy?
-Jestem nową uczennicą i dyrektorka kazała mi znaleźć
głównego gospodarza ponieważ miałam podpisać jakieś papiery i odebrać yyyyy….
-Legitymacje szkolną?
-Dokładnie tak.
-Gdzie moje maniery. Nazywam się Nataniel Wilson jestem
uczniem klasy 3 i głównym gospodarzem szkoły. A Ty jesteś Liv, zgadza się?
-Miło mi Cię poznać. Tak zgadza się jestem Liv. Dziękuję za
udzielenie mi pomocy.
‘’Jest słodki, taki
niewinny i te jego oczy.” Jak zauważyliście pierwsze na co zwracam uwagę to są właśnie
oczy. Może dlatego że są zwierciadłem duszy, ale wydaje mi się że ludzie nie
potrafią tego faktu wykorzystać. Rozmawiając z kimś uciekamy wzrokiem w bok. Na
siłę staramy się ukryć nasze uczucia. Może to strach, a może po prostu nie
chcemy stać się bezsilni pod wpływem czyjego przenikliwego spojrzenia.
-Liv? Coś nie tak?
Patrzysz się na mnie jak bym był jakimś kosmitą którego pierwszy raz widzisz na
oczy. To trochę krępujące.- Dopiero teraz zauważyłam że się zaczerwienił. Gwałtownie
odwróciłam wzrok .
- Nie nic się nie stało. Po prostu zamyślałam się.
-Mogę Cię o coś spytać?
Kiwnęłam głową, dając mu szanse na zadanie pytania.
-Powiedziałaś że jak mnie szukałaś wpadłaś na kogoś.
Zaczęłaś mówić jego imię ale nagle przerwałaś. Czy tu chodziło o Kastiela? –
jego mina stała się poważna.
-Nie znam tej osoby. Zresztą nie ważne.- patrzyłam w okno by
nie zauważył że kłamię.
-Coś Ci zrobił? Możesz mi przecież powiedzieć.
Chciałam już odpowiedzieć, ale drzwi do Sali gwałtownie się
otworzyły. Do pomieszczenia wpadła Iris i Aron. Zdziwiłam się na ich widok.
Nataniel w tym czasie wstał i się pożegnał. Tym samo dając miejsca moim
gościom. Zauważyłam jak Iris i Nataniel mierzyli się wzrokiem. Rudowłosa
odpuściła i spojrzała na mnie z troską i przerażeniem.
- Boże, Liv! Nic Ci się nie stało?- Aron zapytał z
przerażeniem, przytulając mnie jak najcenniejszą rzecz na świecie.
-Dusisz mnie.! – Aron rozluźnił uściska. – Wszystko jest
okey, tylko przez moją nie uwagę wpadłam na drzwi i się przewróciłam. To
wszystko. Jak widzisz żyję i mam się dobrze, a co do Boga jeszcze go w to nie
mieszaj. To będzie ostateczność. – uśmiechnęłam się do niego, aby dać mu do
zrozumienia że ze mną wszystko jest okey. Iris cały czas stała i przyglądała się nam.
- Skoro tak mówisz pozostaje mi tylko wierzyć. Twoja koleżanka
powiadomiła mnie o wypadku.~ Spojrzał na dziewczynę stojącą za nim. – A teraz
pogadajcie, ja pójdę zapytać się lekarza kiedy będą Cię mogli wypuścić ze
szpitala.
Wstał, dając ręką znak aby rudowłosa usiadła. Spojrzał się
na nas jeszcze i wyszedł. W sali zapanowała cisza. Dziewczyna się tylko na mnie
patrzyła, ale nagle przerwała milczenie.
- Jak się czujesz? Wszystko okey? A właśnie mam Twój
telefon. Jak Cię zabierali, wypadł z kieszeni. Postanowiłam kogoś
powiadomić. W sumie nie wiedziałam kogo,
ale usłyszałam jak Armin i Alex wspomnieli coś że Aron będzie na nich zły więc
poszukałam jego numeru i zadzwoniłam.
-Dzięki.Czuje się już lepiej. Jutro powinnam zjawić się w
szkole. Chyba…
-Aron, to twój chłopak?- zapytała prosto z mostu. A mnie aż zatkało.
-Aron? Nie, to mój wujek. Był bratem mojego ojca… - kiedy
zadała to pytanie na jej twarzy była nutka nadziei ale teraz zauważyłam tylko
lekki smutek. „Hymm, dziwne. Coś chyba jest nie tak.”
- Rozumiem. Ważne że z Toba jest wszystko dobrze.~ Wymusiła
uśmiech. Chciała wstać ale ją zatrzymałam.
-Iris? Coś jest nie tak, prawda? Czasami warto o czymś
powiedzieć, aby poczuć się lepiej. „ Matko, co ja gadam. Komuś daję rady a sama
się nie mogę do nich dostosować, to żałosne.”
-Nie nic takiego naprawdę. Wracaj szybko do zdrowia. Ja już
pójdę.
-Z tego co pamiętam, miałyśmy dzisiaj się pouczyć z
matematyki. Wiec nie wywiniesz mi się tak szybko. Poczekaj na mnie, powinien niedługo
być wypis. Aron zawiezie nas do domu i się pouczymy, zgoda?- spojrzałam na nią pytająco.
Na twarz rudowłosej w końcu wkradł się szczery uśmiech.
-Ty powinnaś odpoczywać. Nie martw się o mnie, serio. Jakoś
sobie poradzę.
-A czy ja pytałam Cię o zdanie? No właśnie. To już
postanowione. Siadaj!
Wskazałam na krzesło obok mnie. Iris, roześmiała się i
usiadła. Uśmiech do niej bardziej pasuje niż smutek i przygnębienie.
Pogadałyśmy jeszcze trochę i zaraz przyszedł Aron z wypisem. Lekarz stwierdził
że nic mi nie jest i że mogę wrócić już do domu. Zalecił mi, abym na siebie
uważała.
Razem z wujaszkiem i Iris wróciliśmy do domu. Aron upewniając
się że nic mi nie jest, pojechał do pracy pozostawiając mnie w rękach
rudowłosej. Wieczór miną mi zaskakująco szybko, przerobiłam z Iris cały
materiał i wydaje mi się że coś zrozumiała i napiszę na 4. Ale to okaże się w
przyszłości. Chociaż miałam wrażenie że dziewczyna usiłowała się mnie o coś
zapytać, ale nie miała odwagi. Przyjdzie czas, to się dowiem o co chodziło.
Długo tego nie będzie skrywać.
Około godziny 22 zostałam sama w domu. Po Iris przyjechał
jej tato. Pomimo miłego wieczoru pragnęłam aby ten dzień się skończył. Za dużo
wrażeń, jak na jeden dzień. Umyłam i przebrałam się w piżamę. Wzięłam jeszcze leki przeciwbólowe i nim się
spostrzegłam nastał już nowy dzień. Oby ten był lepszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz