środa, 9 września 2015

SF: Nowe życie, nowa ja.- Rozdział 5

- Gdzie ja jestem?- chciałam podnieść się z łóżka, ale ból mi to uniemożliwił.
- Jesteś w szpitalu, miałaś mały wypadek w szkole. – odpowiedział mi, męski i ciepły głos. W jego brzmieniu było słychać troskę i przejęcie.
- A co tak dokładnie się stało? Pamiętam tylko że szukałam pokoju gospodarzy, wpadłam na Kas… Na pewną osobę. W tedy pobiegłam w stronę korytarza i właśnie film mi się urwał.
Głos mi drżał ze złości na samą myśl o Kastielu. Nagle poczułam na sobie jego wzrok.
- Wpadłaś na drzwi, które otwierałem. Upadłaś na podłogę i uderzyłaś głową o nią. Zabrałem Cię od razu do szpitala. Resztę już wiesz. Dlaczego szukałaś pokoju gospodarzy?
-Jestem nową uczennicą i dyrektorka kazała mi znaleźć głównego gospodarza ponieważ miałam podpisać jakieś papiery  i odebrać yyyyy….
-Legitymacje szkolną?
-Dokładnie tak.
-Gdzie moje maniery. Nazywam się Nataniel Wilson jestem uczniem klasy 3 i głównym gospodarzem szkoły. A Ty jesteś Liv, zgadza się?
-Miło mi Cię poznać. Tak zgadza się jestem Liv. Dziękuję za udzielenie mi pomocy.
‘’Jest  słodki, taki niewinny i te jego oczy.” Jak zauważyliście pierwsze na co zwracam uwagę to są właśnie oczy. Może dlatego że są zwierciadłem duszy, ale wydaje mi się że ludzie nie potrafią tego faktu wykorzystać. Rozmawiając z kimś uciekamy wzrokiem w bok. Na siłę staramy się ukryć nasze uczucia. Może to strach, a może po prostu nie chcemy stać się bezsilni pod wpływem czyjego przenikliwego spojrzenia.
-Liv?  Coś nie tak? Patrzysz się na mnie jak bym był jakimś kosmitą którego pierwszy raz widzisz na oczy. To trochę krępujące.- Dopiero teraz zauważyłam że się zaczerwienił. Gwałtownie odwróciłam wzrok .
- Nie nic się nie stało. Po prostu zamyślałam się.
-Mogę Cię o coś spytać?
Kiwnęłam głową, dając mu szanse na zadanie pytania.
-Powiedziałaś że jak mnie szukałaś wpadłaś na kogoś. Zaczęłaś mówić jego imię ale nagle przerwałaś. Czy tu chodziło o Kastiela? – jego mina stała się poważna.
-Nie znam tej osoby. Zresztą nie ważne.- patrzyłam w okno by nie zauważył że kłamię.
-Coś Ci zrobił? Możesz mi przecież powiedzieć.
Chciałam już odpowiedzieć, ale drzwi do Sali gwałtownie się otworzyły. Do pomieszczenia wpadła Iris i Aron. Zdziwiłam się na ich widok. Nataniel w tym czasie wstał i się pożegnał. Tym samo dając miejsca moim gościom. Zauważyłam jak Iris i Nataniel mierzyli się wzrokiem. Rudowłosa odpuściła i spojrzała na mnie z troską i przerażeniem.
- Boże, Liv! Nic Ci się nie stało?- Aron zapytał z przerażeniem, przytulając mnie jak najcenniejszą rzecz na świecie.
-Dusisz mnie.! – Aron rozluźnił uściska. – Wszystko jest okey, tylko przez moją nie uwagę wpadłam na drzwi i się przewróciłam. To wszystko. Jak widzisz żyję i mam się dobrze, a co do Boga jeszcze go w to nie mieszaj. To będzie ostateczność. – uśmiechnęłam się do niego, aby dać mu do zrozumienia że ze mną wszystko jest okey.  Iris cały czas stała i przyglądała się nam.
- Skoro tak mówisz pozostaje mi tylko wierzyć. Twoja koleżanka powiadomiła mnie o wypadku.~ Spojrzał na dziewczynę stojącą za nim. – A teraz pogadajcie, ja pójdę zapytać się lekarza kiedy będą Cię mogli wypuścić ze szpitala.
Wstał, dając ręką znak aby rudowłosa usiadła. Spojrzał się na nas jeszcze i wyszedł. W sali zapanowała cisza. Dziewczyna się tylko na mnie patrzyła, ale nagle przerwała milczenie.
- Jak się czujesz? Wszystko okey? A właśnie mam Twój telefon. Jak Cię zabierali, wypadł z kieszeni. Postanowiłam kogoś powiadomić.  W sumie nie wiedziałam kogo, ale usłyszałam jak Armin i Alex wspomnieli coś że Aron będzie na nich zły więc poszukałam jego numeru i zadzwoniłam.
-Dzięki.Czuje się już lepiej. Jutro powinnam zjawić się w szkole. Chyba…
-Aron, to twój chłopak?- zapytała  prosto z mostu. A mnie aż zatkało.
-Aron? Nie, to mój wujek. Był bratem mojego ojca… - kiedy zadała to pytanie na jej twarzy była nutka nadziei ale teraz zauważyłam tylko lekki smutek. „Hymm, dziwne. Coś chyba jest nie tak.”
- Rozumiem. Ważne że z Toba jest wszystko dobrze.~ Wymusiła uśmiech. Chciała wstać ale ją zatrzymałam.
-Iris? Coś jest nie tak, prawda? Czasami warto o czymś powiedzieć, aby poczuć się lepiej. „ Matko, co ja gadam. Komuś daję rady a sama się nie mogę do nich dostosować, to żałosne.”
-Nie nic takiego naprawdę. Wracaj szybko do zdrowia. Ja już pójdę.
-Z tego co pamiętam, miałyśmy dzisiaj się pouczyć z matematyki. Wiec nie wywiniesz mi się tak szybko. Poczekaj na mnie, powinien niedługo być wypis. Aron zawiezie nas do domu i się pouczymy, zgoda?- spojrzałam na nią pytająco. Na twarz rudowłosej w końcu wkradł się szczery uśmiech.
-Ty powinnaś odpoczywać. Nie martw się o mnie, serio. Jakoś sobie poradzę.
-A czy ja pytałam Cię o zdanie? No właśnie. To już postanowione. Siadaj!
Wskazałam na krzesło obok mnie. Iris, roześmiała się i usiadła. Uśmiech do niej bardziej pasuje niż smutek i przygnębienie. Pogadałyśmy jeszcze trochę i zaraz przyszedł Aron z wypisem. Lekarz stwierdził że nic mi nie jest i że mogę wrócić już do domu. Zalecił mi, abym na siebie uważała.
Razem z wujaszkiem i Iris wróciliśmy do domu. Aron upewniając się że nic mi nie jest, pojechał do pracy pozostawiając mnie w rękach rudowłosej. Wieczór miną mi zaskakująco szybko, przerobiłam z Iris cały materiał i wydaje mi się że coś zrozumiała i napiszę na 4. Ale to okaże się w przyszłości. Chociaż miałam wrażenie że dziewczyna usiłowała się mnie o coś zapytać, ale nie miała odwagi. Przyjdzie czas, to się dowiem o co chodziło. Długo tego nie będzie skrywać.

Około godziny 22 zostałam sama w domu. Po Iris przyjechał jej tato. Pomimo miłego wieczoru pragnęłam aby ten dzień się skończył. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. Umyłam i przebrałam się w piżamę.  Wzięłam jeszcze leki przeciwbólowe i nim się spostrzegłam nastał już nowy dzień. Oby ten był lepszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz