poniedziałek, 26 października 2015

SF: Nowe życie, nowa ja.- Rozdział 9

Rozdział 9 (Wszystkie rozdziały z perspektywy Kastiela)

-Kur*wa fajki mi się skończyły. No nic wskoczę po fajki w drodze do budy.  
Chciałem się jeszcze położyć przed zajęciami, lecz zadzwonił  telefon. Od niechcenia odebrałem go.

-Słucham

-Kasi, to ja mama. Chciałam Cię powiadomić że przyjeżdżamy dzisiaj na kilka dni. Odwołali nam lot, więc nie ma sensu abyśmy nocowali po hotelach.

-Yhym, spoko. Kiedy będziecie?

-Za jakieś pół godziny.

- „Zajebiście, trzeba szybciej zmyć się do budy” Spoko mnie już nie będzie. Muszę już kończyć. Pa

-Do zobaczenia synku. Kocham Cię.- pi..pi..pi

Po tych słowach odłożyłem telefon, jakoś nie miałem ochoty na jakieś sentymenty. Dobra dosyć pierdzielenia, czas się zmyć. Szybko się ubrałem i wyprowadziłem motor. Po drodze do budy zajechałem jeszcze do sklepu po fajki. Dokupiłem jeszcze colę. Po jakiś 10 minutach byłem już na placu szkoły.

-Hahahah no nie wierzę nasz Kasii tak wcześniej w szkole. Dobrze się czujesz?- ten głos rozpoznam zawsze i wszędzie.

-Hej ruda małpo i nie pyskuj bo dostaniesz w tyłek.- gdy widzę Iris  zawsze powraca mi humor.  

-Tylko na to czekam.- rudowłosa przytuliła mnie jak zawsze. Oczywiście odwzajemniłem to.

-Mrrrrr, nie naciskaj tak na mnie bo przyjaciel zaraz się odezwie.

-Pfff, żebyś jeszcze miał tego przyjaciela.- parsknęła śmiechem.

-Nie ma problemu, możesz sprawdzić skoro masz wątpliwości.- posłałem jej kuszące spojrzenie.

-Dobra, dobra wierzę Ci na słowo wredolcu, a teraz lecę do łazienki. Zaraz wracam.

-Mogę iść z Tobą i Ci pomóc.- uśmiechnąłem się szeroko.

-Nie, dzięki! Poradzę sobie.- odkrzyknęłam oddalając się ode mnie.

Nie ma to jak poranna rozmowa z tym rudzielcem. No nic poczekam na nią pod drzewem, jakoś nie bardzo chce mi się stać na środku i wrzucać  się w oczy.
Oparłem się o drzewo i odpaliłem fajka. Uwielbiam ten pierwszy dymek. Można się odprężyć. Zamknąłem na chwilkę oczy, ale nie na długo ponieważ coś zakłóciło mój spokój. Zerkną w bok i zobaczyłem ją. Wysoka, szczupła brunetka. Co ją wyróżniało to ubiór i jej intensywnie zielone oczy. Otaczała ją jakaś dziwna aura, sprawiało to że wyglądała na niedostępną, smutną i przygnębioną. Zaciekawiła mnie.  Nagle zatrzymała się i zaczęła się rozglądać. Chyba musiała poczuć że ktoś ją obserwuje. W końcu nasze spojrzenia się spotkały. Nie było już odwrotu, musiałem podejść.

-Proszę, proszę. Czyżby dziewczynka pomyliła drogi?- tak to tekst na miarę moich możliwości. Patrzyła na mnie chyba analizowała całą sytuację.

-Tak wiesz. Szłam ulicą i szukałam szpitala psychiatrycznego i właśnie zauważyłam ten budynek. Pomyślałam że to musi być on.-założyła ręce i stanęła naprzeciwko mnie. Nie wiem dlaczego, ale dziwnie na mnie działała.

-Ooo ktoś tu pokazuje pazurki. Nie dobrze, nie dobrze. Nie lubię takich panienek które są zbyt pewne siebie.- trochę ja po wkurzam. Zobaczymy ile wytrzyma.

-No to masz problem, powiem Ci. A teraz wybacz muszę już iść. Mam nadzieję że nie poczujesz się samotnie.- chciała odejść, a ja nie wiadomo dlaczego chwyciłem ją za rękę.

-Nie pozwoliłem Ci odejść z tego co pamiętam.

-Nie musiałeś. Sama sobie pozwoliłam.- zaczęliśmy mierzyć się spojrzeniami. Ani ona, ani ja nie mieliśmy zamiaru dać za wygraną.

-Nie dość że nowa to i pyskata. Ale spokojnie jak będziesz grzeczna to umówię się z tobą.- zrobiłem krok naprzód. Objąłem ja w pasie i przyciągnąłem ku sobie. Nachyliłem się. Chciałem sprawdzić jak zareaguje. W jednej chwili z silnej dziewczyny przemieniła się w lekko przerażoną panienkę, ale jej stan trwał krótko. Nie wiem ile byśmy tak stali, gdyby nie Lys.


-Kastiel! Zostawiłbyś może Panienkę w spokoju. Nie widzisz że jest nowa? Ty chyba nie potrafisz żadnej przepuścić.- mój wzrok z tajemniczej dziewczyny przerzucił się na zbliżającego się Lysa

-Lys, wiesz co teraz zrobiłeś? Przerwałeś mi. A wiesz jak mi się coś przerywa to jestem wkurzony? – odpowiedziałem dla żartów.

Młoda wykorzystała moment. Odepchnęła mnie i ruszyła w kierunku szkoły. Nie powiem ale zaintrygowała mnie. Nie chciałem dać za wygraną.

-Dziewczynko! Nie przejmuj się. Jeszcze to dokończymy.- lekko się  wzdrygnęła, ale udało że nie słyszała tego.

Odpuściłem i poszedłem z Lysandrem dalej. To było moje pierwsze spotkanie z Liv.
Nie spodziewałem się że znów ją spotkam. Wychodziłem właśnie od dyrektorki kiedy ona wchodziła. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Postanowiłem że poczekam na nią i jeszcze trochę po wkurzam. Trochę na nią poczekałem, ale było warto. Po naszej grze słów … pocałowałem  ją chodź wiedziałem że tego nie chciała. W sumie po upływie czasu tego żałuję. Po raz pierwszy zobaczyłem przerażenie  w jej oczach i złość. Uderzyła mnie. Oszołomiło mnie to, nie spodziewałem się że w takim chudarlaku jest tyle siły. A jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że pomimo że to ja zawiniłem  to ona mnie przeprosiła i uciekła. 
Dni mijały, a ja żałowałem że ją pocałowałem. Nie wiem nawet dlaczego. Wcześniej nie obchodziło mnie to co czuje dziewczyna. Zazwyczaj było to tak że dziewczyny same do mnie się kleiły, a ja?  No cóż wykorzystywałem to. W końcu jestem tylko facetem. Mam swoje potrzeby. Postanowiłem ją przeprosić. Na szczęście nadarzyła się okazja. Iris miała zorganizować domówkę, i to był ten moment w którym miało to się wydarzyć.
Nadszedł dzień imprezy, pojawiłem się dość wcześnie. Aż dziwne. To było do mnie nie podobne, no ale cóż godzina minęła a Liv jak nie była tak i nie ma. Nagle Iris otworzyła drzwi. W nich pojawiły się 3 osoby Liv, Lys i Roza. Zdziwiłem się na ten widok. Byłem pewien że Lys nie zna Liv. Obserwowałem ją. Nadarzyła się okazja i Liv została sama w pokoju. Przeszedłem w końcu do działania. Na mój widok zareagowała jak zwykle, chciała uciec ale nie pozwoliłem jej na to. Zaczęliśmy w końcu normalnie rozmawiać. Podczas naszej rozmowy Liv po raz pierwszy szczerze się uśmiechnęła. Jej uśmiech był tak piękny że nie wiedziałem co powiedzieć. Na zgodę mieliśmy się napić. Myślałem że miło spędzimy wieczór, lecz tak się nie stało. Jedna chwila, jeden moment zmienił wszystko. Gdy wróciłem zobaczyłem jak Lys leży na młodej. Chciał ją pocałować, może coś więcej nie mam pojęcia. Chciałem ich zostawić, bo w sumie uważałem że to normalne chodź z drugiej strony takie zachowanie do Lysa nie były podobne. On zawsze taki  spokojny, ułożony, co prawda bywa że puszczają mu hamulce ale nie aż tak. Wychodziłem już gdy usłyszałem jej krzyk „Kastiel, pomóż mi!” zamurowało mnie, nie wiedziałem co mam robić. Nagle się ocknąłem i odciągnąłem Lysa od niej. Po raz pierwszy widziałem aby tak dziewczyna się zachowywała. Była otumaniona, przerażona, po policzkach płynęły strumienie łez. Zacząłem krzyczeć na Lysa i chciałem się dowiedzieć co on chciał zrobić. Lecz i ona sam nie bardzo wiedział co się dzieje. Młoda wybiegła w pośpiechu a ja? Nawet nie zareagowałem. Iris dopytywała co się stało, ale co ja mogłem powiedzieć.. Chciała iść ją poszukać, ale nie chciałem na to pozwolić. Po pierwsze nie chciałem aby Iris chodziła sama po nocy, a po 2 coś w środku mnie pchnęło aby ją znaleźć i dowiedzieć się czegoś o niej.
Minęło sporo czasu, zanim ją odnalazłem. Leżała pod drzewem skulona. Na szczęście spała. Wziąłem ją na ręce, była bardzo lekka i taka bezbronna. Chciałem odwieźć ją do domu, lecz nie wiedziałem gdzie mieszka. Postanowiłem ją wziąć do siebie.
Nie spałem całą noc, starałem się czuwać nad nią. Bo nie wiadomo było jak zareaguje jak się obudzi. Gdy nastał już ranek zrobiłem swoją ulubioną herbatę rozgrzewającą z pomarańczą, goździkiem i miodem. Potrafi bardzo rozgrzać. Zaniosłem dwa kubki do swojego pokoju. Jeden kubek postawiłem na biurko a drugi postawiłem przy łóżku na szafce nocnej, Zauważyłem że po policzkach spływają jej łzy. Podszedłem do niej aby je otrzeć, gdy nagle zerwała się na nogi i w jednej chwili straciła równowagę, Miała szczęście że stałem tam, przynajmniej nie upadła na podłogę. Gdy opowiedziałem jej co się stało i dlaczego tutaj jest, nawet nie myślałem że zrobi to co zrobiła. Przytuliła mnie i zaczęła płakać. Moje serce zaczęło szybciej bić. „ Kur*a dlaczego tak się zachowuję. Co się dzieje?!”  Postanowiłem ją zapytać o jedną rzecz która mnie przez cały czas męczyła:

-Dlaczego tak emocjonalnie zareagowałaś jak Lysander chciał Cię pocałować? Co prawda dość nachalnie, rzeczywiście mogłaś to odebrać jako dobieranie się do Ciebie, ale jednak. Przecież wiedziałaś że był pijany. Wtedy człowiek tak naprawdę nie wie co robi. Nie kontroluje się. To po pierwsze, a po drugie. Dlaczego w podobny sposób zareagowałaś jak pocałowałem Cię na korytarzu? I dlaczego jesteś taka oziębła w stosunku do innych. Nie okazujesz emocji. Czy… czy ktoś Cię kiedyś skrzywdził?


Widziałem na jej twarzy ból i cierpienie, ale chyba zamierzała mi wszystko opowiedzieć. Nie spodziewałem się takiej historii. 

sobota, 24 października 2015

SF: Nowe życie, nowa ja- Rozdział 8

Rozdział 8.

Poczułam przyjemny zapach pomarańczy, goździków i miodu. Zapach ten sprawił że poczułam się tak dobrze i bezpiecznie. Przypominał mi najcudowniejsze chwile w moim życiu, a mianowicie Święta Bożego Narodzenia które spędzaliśmy razem z tatą. Nagle oprzytomniałam, bo coś mi tu nie pasowało. ‘’Wczorajsze wydarzenie, to był tylko sen czy naprawdę miało to miejsce?” Na te wspomnienia przeszedł mnie dreszcz. Wciąż miałam zamknięte oczy, ponieważ bałam się je otworzyć.  Starałam się w myślach ułożyć chronologicznie wydarzenia. „Aron, rozmowa Lysa z jakąś dziewczyną, impreza, pogodzenie się z Kasem, ……. <przełknęłam głośno ślinę, czułam jak łzy napływają mi do oczu>, ucieczka, uśnięcie pod drzewem ze zmęczenia, … dalej nie pamiętam. Gdzie ja jestem!!!!” Natychmiast otworzyłam oczy i zerwałam się. Straciłam równowagę, poczułam czyjeś silne ramiona na których się oparłam. Serce zaczęło mi mocniej bić, chciałam uciec, lecz ktoś mnie cały czas trzymał i nie pozwolił mi się wyrwać z objęć. Chciałam krzyczeć lecz usłyszałam dobrze mi znany męski głos.

-Uspokój się złośniku. Nic Ci nie zrobię, jesteś tutaj bezpieczna.- jego ręce oplotły mnie. Wciąż drżałam. Powoli mój szybki oddech uspokajał się.

-Co ja tu robię? Dlaczego tu jestem? Jak się tu znalazłam? Dlaczego Ty?- zadawałam pytania jak nie normalna. Odwrócił mnie twarzą do siebie. Z początku nie chciałam, ale miał nade mną przewagę, wagową i siłową.

- Za dużo pytań zadajesz. Mogę nie udzielać odpowiedzi na Twoje pytania?

-Nie!-krzyknęłam.

-To może lepiej usiądź a ja Ci wszystko opowiem.- usiadłam posłusznie na wskazanym miejscu. – Trzymaj i wypij to postawi Cię na nogi.- Chłopak podał mi kubek ciepłej herbaty z pomarańczą, goździkami i miodem. Pewnie gdyby nie moja obecna sytuacja, podziękowałabym za herbatę w szerokim uśmiechu.

-Dziękuję.- odpowiedziałam ściszonym głosem.

-No więc… Eh kur*a dlaczego tak ciężko jest zacząć. Może lepiej będzie jak  zacznę od początku. Jak wybiegłaś z mieszkania Iris, nie wiedziałem tak naprawdę co mam myśleć i robić. Iris dopytywała się cały czas co się stało, a Lysander leżał zalany w trzy dupy. Nie chciałem zbytnio zagłębiać Iri w to co się stało. Nie wiedziałem czy sobie tego życzysz. Powiedziałem tylko, że wkurzyłaś się na mnie i musiałaś wyjść. Nie wiem tak naprawdę czy uwierzyła mi w to. Szczerze powiem nie obchodziło mnie to zbytnio. Młoda chciała iść Cię  poszukać, ale powstrzymałem ją i zaoferowałem się że sam to zrobię bo nie chciałem aby chodziła po nocy. <Podniosłam lekko swój wzrok, widziałam że ta rozmowa dużo kosztuje Kasa. Chyba nigdy nie był tak ze mną szczery>  Szukałem Cię dość długo, było cholernie zimno. Chciałem już wracać, ale w ostatniej chwili zobaczyłem Twój plecak który leżał przy ławce. Podszedłem do niego i zacząłem się rozglądać. Zobaczyłem jak leżysz skulona za drzewem. Gdy podszedłem nie ruszałaś się. Trochę mnie to przeraziło, ale na szczęście nic Ci nie było, bo tylko spałaś.  Chciałem Cię zanieść do domu, ale nie znałem Twojego adresu. Postanowiłem więc, że zabiorę Cię do siebie. Musiałaś być naprawdę wykończona, ponieważ w ogóle się nie obudziłaś aż do tej pory.  Więc już wiesz wszystko.

Przez całą rozmowę patrzył się w jakiś punkt za oknem, dopiero po skończeniu historii poczułam jego wzrok na sobie. Chciał wyciągnąć do mnie rękę, lecz ja zadrżałam. Zauważył to i wycofał dłoń, zaciskając ja w pięść. Chciał wstać, ale tym razem to ja  resztkami sił pociągnęłam go  ku dołowi. Opadł gwałtownie tyłkiem na kanapę. W tej samej chwili nie wiedząc dlaczego… przytuliłam go. Słyszałam jego przyspieszone bicie serca. Uświadomiłam sobie, że to co zrobiłam było chyba błędem. Już chciałam się od niego  odsunąć, gdy on przytulił mnie ze zdwojoną siłą. Poczułam się tak dobrze, tak bezpiecznie aż pękłam. Oparł swoją głowę o moją i czekał aż moje emocję ujdą. Właśnie tego w tej chwili było mi  trzeba: bliskości, ciszy..

Gdy poczułam się już lepiej przypomniałam sobie że miałam napisać do Arona. Zaczęłam w panice szukać telefonu. Kastiel nie wiedział co się dzieje, ale zapytał łagodnie.

- Mogę wiedzieć, co robisz w tej chwili?

-Ja.. ja szukam ymmm komórki. Miałam zadzwonić do Arona. On się martwi. Musze do niego zadzwonić. Gdzie jest telefon do choleryy. On się na pewno martwii..- spanikowałam.

-Siadaj Livi. Napisałem do Arona z Twojej komórki że jest wszystko dobrze, że razem z nią macie rano posprzątać i iść na jakieś babskie zakupy, no i że popołudniu odwiezie Cię jej przyjaciel. Uprzedzam Twoje pytanie, odpisał że dobrze, i że masz się świetnie bawić. A i jeszcze napisał że to się dobrze składa bo jutro on jedzie w delegację i nie będzie go jakiś tydzień. I jakieś tam dopiski że kasę Ci  zostawia i takie tam, zresztą trzymaj telefon i sama przeczytaj.- Czerwono włosy podał mi telefon. Wzięłam go i przeczytałam sms’a. Odetchnęłam z ulgą bo Kas nie wspomniał nic o wydarzeniu. Nie chciałam aby Aron nie potrzebnie się o mnie martwił. To był mój problem i musiałam sobie z nim sama poradzić.

-Dzięki Kas, że mnie kryjesz.- w końcu spojrzałam mu prosto w oczy. Zapewne nie był to zbyt piękny widok w jego oczach. Oczy czerwone jak u jakiegoś mutanta, rozmyty makijaż i w ogóle.

-Nie masz za co dziękować..

-Nie wiem jak Ci się odwdzięczę.

-Jest jedna rzecz którą możesz dla mnie zrobić. <odpowiedział zdecydowanym głosem> Po prostu powiedz mi prawdę.- patrzył na mnie przenikliwie.

-Jaką prawdę?- zbił mnie z tropu


-Dlaczego tak emocjonalnie zareagowałaś jak Lysander chciał Cię pocałować? Co prawda dość nachalnie, rzeczywiście mogłaś to odebrać jako dobieranie się do Ciebie, ale jednak. Przecież wiedziałaś że był pijany. Wtedy człowiek tak naprawdę nie wie co robi. Nie kontroluje się. To po pierwsze, a po drugie. Dlaczego w podobny sposób zareagowałaś jak pocałowałem Cię na korytarzu? I dlaczego jesteś taka oziębła w stosunku do innych. Nie okazujesz emocji. Czy… czy ktoś Cię kiedyś skrzywdził?- zadał to pytanie dość spokojnie i delikatnie. Wiedziałam że muszę mu opowiedzieć całą historię, ale nie było to łatwe. 

wtorek, 6 października 2015

SF: Nowe życie,nowa ja.- Rozdział 7

- Jeżeli rodzice tej dziewczyny się zgadzają, to czemu by nie. Jesteś w końcu młoda i musisz się wyszaleć. Tylko pod warunkiem że Cię odwiozę i odbiorę. Zgoda?

-Jeżeli to tylko jeden warunek, to umowa stoi.  Aron, mam jeszcze jedną prośbę.

-Zamieniam się w słuch.- powiedział z zainteresowaniem

-Czy mógłbyś zajechać po drodze do monopolowego?- zapytałam ze zmieszaniem.

-Hymm, no wiesz nie wiem czy to dobry pomysł. <chwila ciszy i moja zakłopotana mina> Hahahah spokojnie. Nie rób takiej miny. Jasne że zajadę. Tylko pamiętaj pij z umiarem. Bo nie wiem czy wiesz, ale dla ludzi po alkoholu puszczają hamulce.- powiedział to z rozbawieniem.

-Aron, nie mam 2 lat. Znam umiar i wiem ile mogę wypić aby się kontrolować.

-Wiem, wiem. Ufam Ci Liv. A teraz leć się spakować, bo zaraz będzie trzeba jechać. A chyba nie chcesz się spóźnić?

-Masz racje. To ja lecę.

Pobiegłam szybko do swojego pokoju. Wyciągnęłam plecak z szafy. Włożyłam do niego 2 bluzki. Jedną do spania a drugą na zmianę, krótkie spodenki, bieliznę i szczoteczkę do zębów oraz kilka kosmetyków. Położyłam plecak przy drzwiach aby go nie zapomnieć.  Poszłam się jeszcze ogarnąć do łazienki. Po 30 minutach byłam już gotowa. Miałam już wychodzić, gdy przypomniałam sobie, że przy najbliższym spotkaniu z Lysem miałam powiedzieć mu co oznacza jego imię. Dobrze że mój laptop był tylko uśpiony. Włączyłam go i przeszłam od razu do wyszukiwarki.
                                       Lysander- imię pochodzenia greckiego, które oznacza wyzwoliciel.
„Ciekawa jestem kogo wyzwoli”. Zamknęłam laptopa i zeszłam do salonu. Aron siedział na sofie i oglądał jakiś program.

-Możemy już jechać.- Powiedziałam z zadowoleniem.

-No to lecimy.

Aron zamknął mieszkanie i udaliśmy się do samochodu. Przed wyjazdem sprawdziłam jeszcze dokładnie adres zamieszkania Iris, który wysłała mi sms’em. No i ruszyliśmy. Po drodze wujaszek zajechał jeszcze do monopolowego. Kupiłam tam parę piw i wódkę.” Mam nadzieję że starczy”. Parę minut później byliśmy już pod domem rudowłosej. Chciałam już wychodzić, lecz zatrzymał mnie głos Arona.

-Tylko uważaj na siebie, dobrze?-w jego głosie było słychać zatroskanie.

-Dobrze, będę ostrożna. Napisze do Ciebie jutro o której masz przyjechać, okey?

-Jasne. Baw się dobrze kochanie.- posłał mi ciepły uśmiech.

Na słowo „kochanie” aż lekko podskoczyłam.  Jakoś nie bardzo przepadałam za tym słowem. Ale w jego wykonaniu dało się je znieść. Zamknęłam za sobą drzwi, i samochód odjechał. Ruszyłam w kierunku domu, gdy usłyszałam czyjąś rozmowę.  Jakoś nigdy nie interesowałam się rozmową obcych, ale wtedy coś mnie pchnęło aby podążyć za ich głosem. Podeszłam cicho do miejsca skąd dochodziła rozmowa. Na podwórku było już ciemno, ale świeciły się już latarnie. W ich blasku stała jakaś para. Podeszłam jeszcze bliżej. Okazało się, że tymi osobami była jakaś białowłosa dziewczyn i… Lysander.  Zamurowało mnie. „On ma dziewczynę?” Nagle posmutniałam nie wiedząc dlaczego. Ale to co zobaczyłam i usłyszałam zaskoczyło mnie jeszcze bardziej.

-Roz, dlaczego nie chcesz dać mi szansy? Co ma Leo, czego ja nie mam?- Lysander patrzył się dziewczynie w oczy, pochylając się nad nią.

-Lys, posłuchaj mnie uważnie. Niczego Ci nie brakuje. Jesteś zabawny, troskliwy, inteligentny  i to tego przystojny, ale zrozum mnie ja kocham tylko Twojego starszego brata. Ciebie traktuje  jak przyjaciela. Między nami nic nie będzie.- białowłosa nie opuszczała wzroku z chłopaka.
Zapadła między nimi cisza, aż nagle usta Lysa złączyły się z ustami dziewczyny. Dziewczyna natychmiast odepchnęła białowłosego i uderzyła go w policzek.

-Oszalałeś?! Jeszcze raz coś takiego zrobisz, a obiecuję że już mnie nigdy nie zobaczysz.- dziewczyna mówiła to  stanowczym głosem.

-Nie żałuję tego co zrobiłem. Powiem Ci jedno Roz, ja tak łatwo się nie poddam.- Po tych słowach odwrócił się i nasze oczy spotkały się.  Na mój widok staną i patrzył się na mnie zaskoczony to samo uczyniła jego towarzyszka.  Wykorzystałam ten moment i szybko udałam się w stronę drzwi mieszkania Iris.

-Liv! Zaczekaj!- jego głos nie był delikatny tak jak w szkole. Nie zareagowałam na jego „prośbę” tylko szłam przed siebie. Nim się spostrzegłam, stałam już pod drzwiami. Zapukałam w nie nerwowo. Lysander stał już za mną i chciał mnie odwrócić gdy Iris otworzyła przed nami drzwi.

- Nareszcie jesteście. Ile na was można czekać. Już wszyscy są, nawet Kas.- pociągnęła mnie za rękę do środka.
Niewielkie mieszkanie rudowłosej było wypełnione głośnymi dźwiękami dochodzącymi z wierzy. Byli już chyba wszyscy o których mi wcześniej wspominała. Przed oczami przemknęła mi czerwona czupryna, ale nie zwracałam na to uwagi. Wolałam nie wpaść w kłopoty. Cały czas szłam za Iris, która ciągnęła mnie w stronę kuchni. Nawet nie zauważyłam, że nie puściła mojej ręki. Gdy dotarłyśmy już na miejsce, dziewczyna odwróciła się i przytuliła mnie mocno.

-Czemu tak długo Cię nie było? I jak to się stało że przyszłaś z Lysem i Rozą?- dziewczyna patrzyła na mnie badawczym wzrokiem.

-Yyy no bo sporo czasu zajęło mi w domu. Musiałam spakować rzeczy i pogadać z wujkiem. Sama rozumiesz.- odpowiedziałam w miarę pewnym głosem. Gdy nagle zobaczyłam zbliżającego się Lysa.

-A historia z Lysem?-cały czas przyglądała mi się. Zobaczyłam jak białowłosy  natychmiast się zatrzymał. Chyba chciał usłyszeć, to co powiem dla Iris.

-Po prostu, spotkaliśmy się przed domem. Musiał przyjechać w tym samym czasie co ja.- po tych słowach chłopak trochę się rozluźnił, a Iris uwierzyła w moje słowa. – A właśnie mam coś dla Ciebie.- sięgnęłam do plecaka i wyciągnęłam zakupy.

-Liv!! Nie trzeba było. – odpowiedziała zaskoczona.

-Ja z pustymi rękoma nie przychodzę. Zapamiętaj to. A tak w ogóle <spojrzałam się w oczy chłopakowi, który cały czas stał za dziewczyną>  mam ochotę się dzisiaj napić. Mam tylko nadzieję że alkoholu starczy.
Uśmiechnęłam się delikatnie, zakładając za ucho opadający kosmyk włosów. Dziewczyna podziękowała mi i zaniosła zakupy do salonu. Aby uniknąć rozmowy z Lysem, udałam się do bliźniaków którzy dyskutowali przy oknie w salonie.

-Cześć Wam.- powiedziałam cichym głosem.

-Hejjjj Liviś!!! Jak dawno Cię nie widziałem. Ostatnie nasze spotkanie było dzisiaj w szkole.- Alexy przytulił mnie najmocniej jak się chyba da.

-Ejj, stary udusisz ją. Daj też się innym przywitać- zaraz podszedł do mnie Armin i lekko mnie przytulił.

-A od kiedy ty taki troskliwy, co? –oburzył się Alexy, ale zaraz prychną śmiechem.

-Byłem taki troskliwy zanim się urodziłeś.- odpowiedział zadziornie. Alexy chciał coś odpowiedzieć, ale przerwał mu Ken.

-Hej Liv, miło Cię znów widzieć. Co tam u Ciebie słychać?

-U mnie wszystko okey. Mam nadzieję że się będę świetnie bawić.- odpowiedziałam z lekkim zaskoczeniem.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, gdy Iris okrzyknęła że czas rozpocząć imprezę. Chłopaki zaczęli polewać wódkę, a w między czasie Iris przedstawiła mnie swojej koleżance Violettcie. Jest to bardzo nieśmiała ale miła dziewczyna. Należy do dziewczyn o normalnym wzroście, czyli mniej więcej 165. Jej fioletowy kolor włosów wyróżnia się na tle innych, co sprawia że łatwo ją zauważyć. Po krótkiej rozmowie, okazało się że chodzę z Violettą na zajęcia z biologii. „Przynajmniej będę miała się do kogo odezwać.”. Uwielbia malować i każdą wolną chwilę poświęca swojej pasji.

Wieczór przemijał dość miło, nie miałam okazji zostać sam na sam z białowłosym, ale to chyba dobrze. Jakoś nie miałam ochoty z nim rozmawiać o sytuacji która miała miejsce na podwórku. Wykorzystałam chwilę w której byłam sama i usiadłam na sofie. Nie był do dobry pomysł, ponieważ obok mnie usiadł Kastiel. Przyglądał mi się chwilę ze swoim szyderczym uśmiechem. Po chwili miałam dość jego wzroku na sobie i postanowiłam wstać. Lecz bezskutecznie. Silna dłoń chłopaka pociągnęła mnie w dół.

-No i gdzie kwiatuszek leci?-zapytał z rozbawieniem.

-Tam gdzie nie będę musiała się na Ciebie patrzeć.-furknęłam

-Ehh, Ty i te twoje humorki. Powiedz mi, ale tak szczerze… Zbliża Ci się okres, że tak się zachowujesz?

Nie wiedząc dlaczego, rozbawił mnie ten tekst. Moje parsknięcie sprawiło że na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie.

-Ty potrafisz się śmiać? Nie no cud.. A tak swoją drogą, masz piękny uśmiech. Bardziej Ci pasuje niż nadąsana mina.- powiedział to ze spokojem i ze szczerością. Tym razem to ja się zdziwiłam i patrzyłam na niego jak na kosmitę.

-Dobrze się czujesz? <położyłam swoją dłoń na jego czole, by sprawdzić czy nie ma gorączki>. Niby rozpalony nie jesteś, chodź pewnie to wina alkoholu.

-Hhahah rozpalony może nie jestem, ale napalony? Kto wie. A może tak zaczniemy naszą znajomość od początku, co o tym sądzisz?

-Pff, jeśli obiecasz że nie będziesz do mnie leciał z łapami, to możemy spróbować. Tylko uprzedzam, jak  jeszcze raz mnie pocałujesz to jak Boga kocham kopnę Cię tam gdzie słońce nie dochodzi.

-Dobrze, dobrze może jakoś się powstrzymam piękna. No to co? Może się napijemy?

-Możemy, ale to Ty idziesz po wódkę. Mi się tyłka nie chce ruszyć.

-Okey, to poczekają tu na mnie a ja zaraz wracam.- po tych słowach wstał i szybki krokiem ruszył w stronę kuchni.

„Hymm dziwne. Niby mam co do niego wątpliwości i czasami się go boję, ale jednocześnie czuję się bezpieczna.” Nagle ktoś obok mnie usiadł, pewnie Kastiel.

-Szybki jesteś, nie ma co.- odwróciłam głowę w stronę towarzysza, lecz to nie był Kastiel tylko Lysander. Trochę od niego już śmierdziało alkoholem i widać było że jest już wstawiony.

-Hej. Bardzo miła impreza, nie uważasz?

-Tak, zgadzam się. Jest dość miło.- zapadła niezręczna cisza.

-Słuchaj ta sytuacja której byłaś świadkiem nie ma żadnego znaczenie. Rozumiesz? Jak nie ta to inna, podobno jestem tak przystojny że mogę mieć każdą. Przynajmniej tak Rozalia powiedziała. Ale wiesz co muszę to sprawdzić.- patrzył na mnie jak na kawałek mięsa. Poczułam lekki niepokój. Postanowiłam szybko stamtąd uciec. Ale bezskutecznie. Lysander pociągną mnie w dół i rzucił na sofę. Nim się spostrzegłam, leżał już na mnie. Moje serce, zaczęło mocniej bić. Przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Tak bardzo chciałam o niej zapomnieć. Poczułam na swojej szyi pocałunki. Jego ręce błądziły mi po ciele, aż wsunęły się pod koszulkę. Chciałam się wyrwać, ale był zbyt ciężki. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Chciałam krzyczeć, a nie mogłam. Nagle do pokoju wszedł Kastiel. Z początku zaczął  gwizdać i bić brawa że Lys w końcu „znormalniał”. Chciał go zostawić samego, gdy usłyszał mój krzyk.

-Kastiel!! Pomóż mi!!

Chłopak stał jak wryty, bo nie wiedział co się dzieje. Ale szybko się otrząsną i podbiegł do sofy i ściągną chłopaka ze mnie. Spojrzał na mnie z przerażeniem.

-Lysander! Co ty do cholery robisz?!- wrzasną na chłopaka.

-Mogę mieć każdą przecież.- powiedział to półprzytomnym głosem

-Kretynie, ona jest przerażona. Chciałeś ją zgwałcić ?!
Te słowa chyba trafiły do Lysandra, ponieważ zaczął się rozglądać i powtarzał cały czas „wybacz mi”. Ja stałam otumaniona. Patrzyłam się cały czas w jeden punkt i  płakałam. Kastiel posadził Lysa na sofę i podszedł do mnie.

-Liv, wszystko w porządku? Nic Ci nie zrobił?- Chciał położyć mi rękę na ramię. Lecz ja odsunęłam się i krzyknęłam.

-Zostaw mnie i nie dotykaj!
W tym samym czasie przyszła do pokoju Iris. Była zdezorientowana.

-Co się dzieję? Dlaczego Liv płacze?- przyglądała się nam. – Kastiel co się dzieje?!


Zapadło milczenie, było już tylko słychać muzykę i bawiących się gości Iris. Nie mogłam już wytrzymać. Chwyciłam plecak i wybiegłam z domu. Nie wiedziałam gdzie iść, więc biegłam prosto przed siebie. Nie wiem ile tak biegłam, ale wiem jedno byłam już zmęczona. Zatrzymałam się i usiadłam pod drzewem które wcześniej widziałam. Osunęłam się na ziemię i zaczęłam płakać. Nie wiem jak długo to trwało, ale ze zmęczenie musiałam zasnąć.