poniedziałek, 23 listopada 2015

SF: Nowe życie, nowa ja.- Rozdział 12



Rozdział 12


Wieczory stają się coraz dłuższe, a dni krótsze. Od tamtego wieczoru  minęło już sporo czasu. Mogłoby się wydawać że tamta noc  rozdrapała stare rany. Ale uświadomiłam sobie, że nie były one tak naprawdę zagojone. To jeszcze cały czas we mnie tkwiło. Ale poprzez wyjawienie prawdy, moja dusza odetchnęła z ulgą. Uwierzyłam, że są jeszcze ludzie którzy mnie rozumieją i nie starają mi wmówić, że to tylko moja chora wyobraźnia. Od kąt przyjechałam do wujka moje życie, zaczęło się powoli normować i polepszać. Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Miałam u swojego boku dobrych ludzi, którzy starali się do mnie zbliżyć, a ja za wszelką cenę chciałam się od nich oddalić. Tylko dlatego, że bałam się przywiązania. Ale teraz tak nie chcę. Chcę w końcu poczuć bliskość innych. Mogę jedynie dziękować losowi, że  pomimo mojego zachowania, niektórzy się nie odwrócili ode mnie.

Los postawił na mojej drodze rudowłosą, która rozpromienia każde pochmurne dni. Jej entuzjazm udziela się nawet największemu smutasowi. Szczerze powiedziawszy, mnie też rozbawiała chodź starałam się to ukryć. Iris jest lekiem na wszystkie smutki. Kastiel… ten to dopiero zagadka. Z początku bałam się go, ponieważ był bardzo nachalny i bezpośredni. Ale ze zbiegiem czasu polubiłam to w nim. To jest cały on. Udało mi się go poznać, od tej wrażliwszej stron, którą zapewne zechce pozostawić w tajemnicy. W sumie nie dziwie się, nie każdy lubi się chwalić wrażliwością. Lysander.. ehh. Ten facet potrafi zmienić życie. Wybaczyłam mu to co było tamtej nocy. Na niego nie można się długo gniewać. Dla mnie Lys jest jak  wielka księga. Jeżeli potrafisz czytać między wierszami, to zrozumiesz go. Jeżeli nie, nigdy nie pojmiesz  jaki on jest i o co mu chodzi. Nie opanowałam tej umiejętności zbyt dobrze, a szkoda . Przy tym chłopaku nie raz czuję zakłopotanie, mój organizm na niego dziwnie reaguje. Ale jego obecność sprawia, że czuję się spokojna. Wszystkie smutki oddalają się ode mnie. Aż dziwne, że zupełnie obca osoba może na nas tak działać. Jego białowłosa koleżanka musi być naprawdę głupia, że nie dała mu szansy. Chodź w sumie, nie znam zbytnio jego brata więc nie powinnam oceniać….. Bliźniaki są mega zabawni, przy nich nie ma chwili na nudę. Zawsze coś się dzieję. Przeważnie między nimi dochodzi do kłótni, ale wyglądają przy tym słodko. Dziwi mnie jedna rzecz, jak Ken wytrzymuje przy Alexim. To są zupełnie dwa różne światy. Ale ktoś kiedyś powiedział, że przeciwieństwa się przyciągają. Może ta osoba miała rację.- uśmiechnęłam się do swoich myśli.

-Ty, paskudo co tak szczerzysz się jak głupi do sera? Co wyobraziłaś mnie nago? Przyznaj się- Nagle ocknęłam się.  Przy mojej ławce stał Kastiel  z rudzielcem.

-Jaa… Pfff…Wiesz co chciałbyś. Nie mam o czym innym myśleć, jak o Twoim nagim ciele. Nie jesteś jakimś bogiem czy coś.- Zaczerwieniłam się lekko i odrzekłam oburzona, ale po chwili parsknęłam śmiechem. Na ich twarzy pojawiło się zdziwienie, ale zaraz do mnie dołączyli.

-No proszę widzę, że świeżynka uczy się, jak dociąć Panu Kastielowi. Ale nie doczekanie. Nie dam się tak łatwo.- powiedział to poważnym tonem. Oczywiście ledwo powstrzymywał się od złowieszczego uśmieszku.

-Dobra Kasi, przestań pieprzyć i siadaj puki krzesło wolne.- Odezwała się roześmiana rudowłosa.

- A co Wy tak w ogóle tutaj robicie, z tego co pamiętam nie chodzicie na rozszerzoną biologię.- spytałam lekko zaciekawiona.

-No wiesz, odezwał się we mnie instynkt łowcy. Zechciałem poznać co nie co przyrodę. Wiesz to takie interesujące jak rozmnażają się pewne osobniki. Czy robią to tak jak ludzie, czy może inaczej. Zawsze mógłbym się od nich czegoś nauczyć i przenieść do swojego życia.- popatrzył się na mnie z powagą w oczach. A ja nie wiedziałam czy mu wierzyć czy go walnąć.

-Spoko, walnę go za Ciebie. <Iris uderzyła Kasa w ramię, ten chciał oddać ale powstrzymał się> No co nie oddasz mi?? No no Kasi jestem z Ciebie dumna. J

-Poczekam tylko do północy a jutro oddam Ci z nawiązką.- oburzył się Kas i oparł się o ścianę koło mojej ławki.

-A co jest jutro, jeśli mogę spytać?- Nagle za moimi plecami odezwał się głos. Dobrze mi znany, po którym mam ciarki na całym ciele.

-Kas i Iris założyli się. A mianowicie Kas musi być miły dla niej i ma nie przeklinać w jej obecności przez 48 godzin. Jeżeli wygra Iris będzie mu służyć przez 48 godzin, a jeżeli przegra, no cóż Iris już się postara aby go dobrze ukarać.- odpowiedział ze spokojem Lys.

-A nie uważacie, że dla Kasa to już jest kara że nie może przeklinać i musi się zachowywać w miarę normalnie?- zapytałam zdziwiona. Lysander zamyślił się po moich słowach.

-O widzicie jedynie Liv mnie rozumie, chodź kochanie tutaj do mnie. Będziesz moją żoną jak nic.- Kastiel zaszedł mnie od tyłu i mnie przytulił. Iris zrobiła dziwną minę, ale odrzekła:

-Livv.. cicho!! Nic mu się nie stanie. Może mu to tylko pomóc. W najgorszym razie to on wygra, a wtedy ja będę miała przechlapane.- Kas wyszczerzył zęby nadal mnie tuląc.

-Z łaski swojej możesz mnie puścić, bo mnie dusisz i zabierasz przestrzeń prywatną. <Kas jeszcze mocniej mnie ścisną> Ałaaa debiluu.. Weźcie go ode mnie bo przysięgam, że kiedyś na niego użyję gazu pieprzowego.- Lys wstał i odciągnął Kastiela a Iris zaczęła się śmiać przy czym wyciągnęła telefon z kieszeni i zrobiła im zdjęcie.

-A tak wracając do Ciebie moja droga koleżanko. Idziemy dzisiaj na próbę zespołu. I nie będę się mogła dzisiaj z Tobą spotkać, mam nadzieję że rozumiesz. –odparła poważnie Iris

-…… YYY Jasne, nie ma problemu. Może to i lepiej że spotkamy się kiedy indziej. Przynajmniej zrobię w domu to, co tak długo odkładałam.

-Jesteś kochana, no to My już lecimy. Do zobaczenia na w-f piękna.- Iris pocałowała mnie w policzek i poleciała w stronę chłopaków. Trochę mi się smutno zrobiło, że nawet nie zaproponowała wyjścia razem z nimi, ale w sumie co ja bym tam z nimi robiła. Zauważyłam, że Lys zerkną na mnie, ale zaraz odwrócił głowę.

Lekcja ciągnęła się strasznie. Przerabialiśmy właśnie temat o tkankach. Pech tak chciał, że ten temat już przerabiałam w poprzedniej szkole. Więc całą lekcję miała wolną i patrzyłam się w okno. Po przerwie miał być w-f, ale ja postanowiłam na niego nie pójść. W końcu zadzwonił dzwonek na lekcję, a ja błądziłam po korytarzu. Nagle zobaczyłam jak z jakiegoś pomieszczenia wychodziła dyrektorka, więc szybko weszłam do sali aby mnie nie zauważyła. Pech tak chciał że wylądowałam w sali muzycznej.  Chciałam z niej wyjść, ale jednak coś mi mówiło abym tu została. Sala była duża. Miała niewielką widownię, taką jak w kinie, na końcu sali stała scena. Na scenie było wiele instrumentów, lecz tylko jeden przykuł moją uwagę. A mianowicie fortepian. Podeszłam do niego nie pewnie. Rozejrzałam się jeszcze po Sali bo chciałam sprawdzić czy nikogo na pewno nie ma. Nikogo nie było, przynajmniej mi się tak wydawało.  Podniosłam pokrywę klawiatury, przejechałam delikatnie palcem bo klawiszach. 


Rozbrzmiał dźwięk po całej sali. Postanowiłam usiąść na krześle. Zbierałam się długo aby coś zagrać. Nie grałam już ładnych parę lat, ale ponoć z tego się nie wyrasta. Ale w końcu się odważyłam, rozprostowałam palce i poszło:



Coś magicznego mną owładnęło. To było bardzo miłe. Nawet nie wiem kiedy skończyłam grać.

-Gdzie się tak nauczyłaś grać?- Czyjś głos wypełnił „pustą” sale. Serce zaczęło mi szybciej bić. Rozejrzałam się wokół. W ciemnym kącie dostrzegłam zarys sylwetki.

-Ja nie potrafię grać. Tak w ogóle kim jesteś?- zapytałam szybko, normując swój oddech.  Tajemnicza postać oderwała się od ściany, w świetle zobaczyłam dobrze mi znaną sylwetkę. Mało kto w szkole ubiera się w stylu wiktoriańskim.

-Po tym co usłyszałem, nie uwierzę Liv że nie potrafisz grać. Teraz już się nie ukryjesz.- podszedł do mnie i zajął miejsce obok. Popatrzył mi głęboko w oczy, jakby chciał coś z nich odczytać. Opuściłam wzrok.

-Mój tato był kiedyś nauczycielem muzyki w szkole prywatnej. To on mnie nauczył grać. Miałam dość długą przerwę w graniu i nie spodziewałam się, że jeszcze coś pamiętam. Ale to tylko dźwięki nic nie znaczące.- nerwowo zaczęłam bawić się palcami. Zauważył to. Niepewnie chwycił mnie za dłonie.

-Wiesz co, nie powiedziałbym że są tylko dźwięki. To co zagrałaś, było przepełnione emocjami               i bardzo dobrym warsztatem technicznym. Dlaczego nie powiedziałaś nam że potrafisz grać, jak Iris wspomniała że szukamy kogoś interesującego do zespołu?- nie spuszczał ze mnie wzroku.

-Bo nie pytaliście. A zresztą Iris nic przy mnie nie mówiła. A tak w ogóle, nie nadaję się do zespołu. No chyba że gracie taką muzykę, że na występy przychodzą emerycie pozbawieniu słuchu. To wtedy się piszę, jak najbardziej.- czułam na sobie, wciąż jego wzrok. Onieśmielało mnie to i sprawiało że na policzkach pojawiały się rumieńce. 

-Liv! Przestań pieprzyć. <uniósł lekko głos> Masz niesamowity talent. Dlaczego nie chcesz w to uwierzyć?.- ścisną moją dłoń bardziej. Zebrałam się na odwagę i spojrzałam na niego. W świetle sceny jego twarz była jeszcze piękniejsza.

-No bo…. Bo muzyka umarła we mnie, wraz z odejściem taty. Już nie czuję tego samego przy graniu jak kiedyś. Co prawda, bałam się momentu w którym znów zagram. Niestety to dzisiaj nastąpiło. Szczerze? Grając poczułam się odrobinę wolna, ale nie wywołało to na mojej twarzy uśmiechu.- Lys szturchnął mnie.

-Znowu gadasz głupoty. Leżałem sobie tam na krzesłach, pogrążony w myślach bo szukałem inspiracji. <wskazał głową miejsce z którego przyszedł>. Zaburzyłaś spokój w którym się znajdowałem. Trochę mnie to poirytowało, że ktoś mi przeszkadza. Ale gdy zobaczyłem że to byłaś ty i jak nieśmiało siadałaś do tego cudownego instrumentu, byłem ciekaw co się stanie i irytacja minęła. No i stało się zaczęłaś grać. Na początku byłaś bardzo skupiona, ale później zauważyłem na Twojej twarzy uśmiech, lekki ale jednak. Musiało to sprawić Ci przyjemność. Nawet nie słyszałaś jak wstałem i potknąłem się. Liczyło się tylko dla Ciebie to co jest tu i teraz. Byłaś tylko Ty i on. Przede mną niektórych rzeczy nie ukryjesz. Uwierz mi. Takie rzeczy jak emocje, widzę z daleka.- mówił to tak spokojnie i lekko, aż miło było go słuchać. Na mojej twarzy znów zagościł rumieniec.

-Dzięki Lys, za miłe słowa. Ale chciałabym aby to zostało między nami. Nie chcę aby ktoś wiedział że gram.- zerknęłam na niego, a po policzkach spłynęła mi łza. Nie dało się tego ukryć, bo Lys od razu zareagował. Otarł swoją dłonią mój policzek. Między nami zapanowała cisza i bardzo intymna atmosfera.

-Jeżeli chcesz, to nikomu nie powiem. Ale będzie mi ciężko. Szkoda marnować taki talent. Może chciałabyś przyjść na naszą próbę? Zresztą Iris Cię zapraszała.- odsunął dłoń od mojego policzka i powrócił do poprzedniej pozycji.

-Wiesz co dzięki, ale nie skorzystam. Iris mnie nie zaprosiła, tylko wspomniała że dzisiaj się nie spotkamy bo jest zajęta. Więc byłoby głupio, abym teraz przyszła. Było by więcej zamieszania niż pożytku.- na twarzy chłopaka zauważyłam zdziwienie i przez chwilę nad czymś się zastanawiał.

-Iris, nie zaprosiła Cię?? A miała to zrobić. Hymm dziwne.- udałam że tego nie słyszę i zmieniłam szybko temat.

-Wiesz co chyba już musimy iść. Nie sądzisz? Zaraz będzie przerwa i jak wyjdziemy razem z sali zaczną się plotki.- moje słowa wyrwały Lysa z rozmyślań. Wstał i podał mi rękę.

-Panie przodem.- odparł i wskazał ręką przejście.

-A dziękuję Hrabio.- uśmiechnęłam się i drygnęłam jak to na damę przystało. Uśmiechnął się. Wyszliśmy w ciszy, przy drzwiach chłopak się na mnie jeszcze spojrzał. Gdy byliśmy już na korytarzu każdy poszedł w swoją stronę.

Był to miły dzień, ale i męczący teraz tylko marzę aby wrócić do domu.

-Liv!- ktoś za mną krzyknął gdy wychodziłam z budynku. Był to główny gospodarz. „A ten czego chcę? Ja chcę już do domu!!”

-Tak?! Potrzebujesz czegoś?- odparłam w miarę miło.

-Tak musisz podpisać parę dokumentów. Może przejdziemy do pokoju gospodarzy?- jego uśmiech sprawił że miałam większą ochotę tam iść niż go zapić że pokrzyżował mi plany.


-No to chodźmy.

1 komentarz:

  1. Wreszcie się doczekałam... Rozdział pikny i jeszcze ta piosenka którą grała... Uhh.. Nic dodać nic ująć... Czekam na następny rozdzialik. ;) Życzę weny i powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń