piątek, 29 stycznia 2016

SF: Nowe życie, nowa ja.-Rozdział 14

Rozdział 14.

Byłam zmęczona po całym dniu, więc postanowiłam się położyć. Sen przyszedł bardzo szybko. Obudziłam się około godziny 19. W moich uszach brzmiała cisza. *Pewnie Aron gdzieś wyszedł- pomyślałam. Niechętnie podniosłam swoje zwłoki z łóżka. Wystarczyło, że ustałam na nogi, a ból dał się we znaki. Zeszłam na dół, kulejąc. Okazało się, że Aron jednak był w domu, tylko że zasnął przed telewizorem. Podeszłam cicho do kanapy i nakryłam go. Potem udałam się do kuchni, wzięłam proszki przeciwbólowe, zrobiłam kanapki, herbatę i udałam się znów na górę. W pokoju panował półmrok. W kącie paliła się lampka nocna. Lubię taki klimat. Daje mi bezpieczeństwo. Może brzmi to dziwnie, ale tak właśnie jest. 

Odpaliłam laptopa i zaczęłam przeglądać stronki. Dawno już nie wchodziłam na Facebooka. Kilka zaproszeń od ludzi których nie kojarzyłam, parę wiadomości. Uporałam się z odpisywaniem na nie. *O Lysander dodał jakiś utwór na swoją stronkę. <klik> W głośnikach rozbrzmiewał dobrze zapowiadający się utwór:

Miał coś w sobie. Piosenka wędrowca, która opowiadała jego osobistą historię. Po kolejnym wysłuchaniu natchnęło mnie, aby w końcu wziąć gitarę do ręki. Zrobiłam łyk herbaty i kęs kanapki. Zanim zaczęłam grać, sprawdziłam jeszcze swój telefon. *4 nieodebrane połączenia i dwa smsy. Hymm ciekawe od kogo- pomyślałam. Dwa połączenia od Iris, Kasa i Lysandra. Ciekawe czego chcieli. Odpowiedź przyszła szybko:

2 wiadomości od Iris: 
*Hej, jeśli chcesz to wpadaj na próbę. Nie wiedziałam, że interesuje Cię takie spotkanie.
*Halloo! Jesteś tam?! Chłopaki na Ciebie czekają. Gniewasz się na mnie? Jeśli tak to o co?

Nie miałam ochoty zbytnio odpisywać. Ostatnio jest jakaś dziwna. Gdy jesteśmy same, to rozmawia, śmieje się, jest po prostu taka jak na samym początku. Wystarczy że na horyzoncie pojawi się Kastiel z Lysandrem i zmienia się o 180 stopni. Pytałam się jej, o co chodzi. Jedyną odpowiedź którą dostałam to „O nic nie chodzi. Jesteś przewrażliwiona”. Tak samo dzisiaj, mogła powiedzieć, że chce ten czas spędzić wyłącznie z chłopakami. Wszystko bym zrozumiała. W końcu znają się bardzo długo. Ja tylko jestem przybłędą, która napatoczyła się na ich drodze. Ale nie miałam ochoty o tym dalej rozmyślać.

Wzięłam gitarę i zaczęłam brzdękać.. Spróbowałam zagrać swój kawałek, który dawno grałam, ale zapomniałam wszystkich chwytów. Więc poddałam się. Postanowiłam zagrać Enter Sandman. 

Tak mnie ten kawałek pochłoną, że nie zauważyłam, jak latam po pokoju. Nawet zapomniałam o bólu nogi. Gdy skończyłam, za sobą usłyszałam czyjś głos.

-Yyyy.. Czego jeszcze o Tobie nie wiem?- męski głos przeszył moje drobne ciało. Odwróciłam szybko głowę, choć już wiedziałam, kim była to osoba. Tylko jedna osoba sprawiała, że na dźwięk jego głosu, przeszywało mnie zimno, lęk a z drugiej strony też i ekscytacja. 

-Kas! Co Ty tu do cholery robisz?- spytałam z oburzeniem. Chłopak zamknął za sobą drzwi i oparł się o futrynę.

-Stoję i patrzę na zagadkę.- na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.

-Jak… Jak wszedłeś do domu?-odpaliłam jakieś  bezsensowne pytanie.

-No jakby Ci to powiedzieć… No przez drzwi. To takie metalowe robione na wzór drewnianych. Są albo lewo, albo prawo skrzydłowe. Z  tego co zdążyłem zauważyć wasze są lewo i oczywiście są bardzo ładne żeby nie było. – jego mina przez moment była poważna, ale nie na długo bo zaraz parskną śmiechem.

-Taaa, bardzo śmieszne.- udałam obrażoną nadal trzymając gitarę w ręku.

-Oj no już dobrze <podszedł do mnie i zabrał ode mnie gitarę> nie obrażaj się. Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz i czy z nogą wszystko okey. Mam wyrzuty sumienia. <popatrzyłam się na niego jak na idiotę> A po drugie, nie odbierałaś od nas telefonu i nie odpowiedziałaś na smsa od Iris. <stał tak blisko że poczułam się skrępowana> A wpuścił mnie Aron, twój brat.. <parsknęłam śmiechem> Z czego się śmiejesz?- zapytał zdziwiony.

-No bo… Hahahahah <zrobiłam głęboki wdech> No bo nie wiem czy już wspominałam, ale mieszkam z wujkiem. Mężczyznę którego poznałeś po szkole to właśnie on. Aron jest, znaczy był, rodzonym bratem mojego taty.-popatrzyłam na niego.

-On wujkiem? Podobni jesteście do siebie. Może dlatego tak mi się wydawało. A wracając do tematu odpowiesz mi na pytanie które zadałem wcześniej?- nadal staliśmy na środku pokoju.

-Noga trochę pobolewa, ale nie jest źle jak już widziałeś.- zaczerwieniłam się.

-Nie o to pytam.- odpowiedział poważnie.

-A o co?- zrobiłam zdziwioną minę.

-Dlaczego nie odpowiadałaś na sms-y i nie odbierałaś telefonów? O coś się pokłóciłyście z Iris?- zapytał się patrząc na moją reakcje.

-<spuściłam wzrok odwracając się od niego, chwycił mnie za rękę> Po prostu spałam.

-Nie pierdol głupot, widzę że jest coś nie tak.- podniósł głos

-Spokojnie i nie krzycz na mnie. Może najpierw usiądziesz? Czegoś się napijesz?- zmieniłam temat. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. <puk, puk>

-Proszę.- odpowiedziałam

-Cześć młodzieży. <Aron uśmiechną się przyjaźnie> Przyniosłem wam coś do picia i jedzenia, aaa i Liv dzięki za koc i jeszcze jedno umówiłem się dzisiaj na kolację. Mam nadzieje że nie masz nic przeciwko temu, że zostawię was?- Aron spojrzał przenikliwie na Kasa.

-O dzięki nie musiałeś. Zeszłabym i zrobiła coś do picia. Nie ma sprawy leć i baw się dobrze.- posłałam mu ciepły uśmiech

-Yyy wrócę dzisiaj późno albo dopiero koło południa. Więc nie czekaj  na mnie. – powiedział to spuszczając wzrok.

-Dobrze. <zrobiłam złowieszczy uśmieszek> Może pożyczyć Ci gumki co wujaszku?- Aron poczerwieniał, ale rozbawiło go to.

- Tobie panno chyba nie noga boli tylko główka. Jestem duży poradzę sobie. Za to wy bądźcie grzeczni, w domu jest monitoring.-powiedział prawie poważnie. Kas przyglądał się naszej rozmowie i tylko się uśmiechał. Jego uśmiech był tak uroczy..

-Dobra idź już. Nie rozpędzaj się tak tylko.- uśmiechnęłam się. Po czym Aron wyszedł z pokoju. Zapadła cisza. Podeszłam do chłopaka i wręczyłam mu szklankę i wlałam soku. Sama usiadłam na środek łóżka i oparłam się o oparcie.

-Dzięki. Ty nie pijesz?

-Mam herbatę jeszcze. – wskazałam głowę szklankę która stała na szafce nocnej. Kas niespodziewanie sięgną po nią i upił łyk.

-Nawet dobra, ale mój sok lepszy.- uśmiechną się pokazując swoje uzębienie.

-Pfff.. Chciałbyś a zresztą kto Ci pozwolił pić z mojego kubka hymmm?

-Sam sobie pozwoliłem. A teraz mów o co chodzi Liv?- spojrzał się na mnie już z poważniejszą miną.
Nie wiedziałam co mam takiego powiedzieć. Miałam pewne podejrzenia, dlaczego ruda może tak się zachowywać, ale nie byłam pewna czy mogę o tym powiedzieć Kasowi.

-No naprawdę, spałam, a jak wstałam nie miałam jakoś ochoty odpisywać. Jakoś ostatnio, Iris dziwienie się zachowuje.. Mam wrażenie, że jest na mnie zła i ma o coś żal. Mogę jedynie się domyślać o co chodzi. – powiedziałam to nie patrząc mu w oczy.

-O co może być na Ciebie zła? Nic jej nie zrobiłaś przecież a zresztą powiedziałaby to nam.

-Dla Lysa może i tak, ale nie sądzę że dla Ciebie.-spojrzałam mu się w oczy. Zauważyłam, że trochę się oburzył na moje słowa.

-A co Lys jest jakiś lepszy, czy co?! Ze mną ma równie dobry kontakt jak i z nim. Zresztą, mnie zna dłużej.- już drugi raz podniósł głos.

-Kas nie krzycz. Połącz sobie fakty. To może Cię olśni, dlaczego Iris się tak zachowuje i dlaczego nie zaprosiła mnie na próbę.- odpowiedziałam to podwyższonym głosem.

-No właśnie nie wiem. Nie rozumiem waszej popieprzonej psychiki. W ogóle was nie ogarniam jako kobiety. Więc powiedz jasno o co chodzi, bez żadnych ceregieli,  a i czy mogę zapalić, bo aż mnie nosi.
Wstałam i podałam mu popielniczkę i otworzyłam okno.

-Proszę, ale poczęstuj i mnie. -na te słowa zrobił wielkie oczy. Niepewnie wyciągnął dłoń z paczką fajek i poczęstował mnie. Wzięłam jednego i podpaliłam. Kas cały czas mi się przyglądał i obserwował każdy mój ruch. – Dzięki…

-Ty.. Ty palisz?- spytał z niedowierzaniem

-Od czasu do czasu. Zazwyczaj, są to jakieś imprezy lub jak mam jakiś problem i nie wiem jak go rozwiązać. Ale mniejsza o to <zaciągnęłam się raz jeszcze>. Chodzi o nasze relacje.< Kas się spojrzał dziwnie>. Tak, o moje i Twoje wydaje mi się, że nie bardzo to odpowiada Iris.- zaczął kaszleć i się śmiać.

-A niby to czemu, miałoby jej to przeszkadzać Liv? Daj spokój.- cały czas się śmiał

-Weź się zamknij, mi nie jest do śmiechu. Zresztą i kto tu jest ciężki do zrozumienia. Kobieta i mężczyzna są na takim samym poziomie. Tylko różnimy się tym, że Wy macie problem z obserwacją a kobiety z wyrażaniem własnym uczuć i emocji. – Kas, patrzył się na mnie pytająco. Zagasiliśmy papierosy i wróciliśmy na łóżko. 
Ciągnęłam dalej.- Może będziesz się śmiał z tego co powiem ale, wydaje mi się, że Iris czuje coś więcej do Ciebie niż zwykła przyjaciółka. Na początku między mną a nią było wszystko dobrze, ale odkąd zacząłeś ze mną przybywać i rozmawiać, zaczęła się oddalać ode mnie. Już nie jest taka jak kiedyś. <Kas analizował każde słowo> Zaczęło się to wszystko od naszego pocałunku. <spojrzał się na mnie> Niby nic, <chciał mi przerwać> ale osobie która jest zakochana to cios w serce. Dlatego też, Iris nie zaprosiła mnie na waszą próbę z obawy, że zaburzę rytm próby i znów będziesz ze mną rozmawiał. Powiedz mi Kas, <chłopak kiwną głową abym kontynuowała> który z Was chciał abym przyszła?

-W sumie to nie wiem mała, w sumie ja się zapytałem dlaczego Ciebie nie ma. Lysander powiedział <Lys??>tylko, że nie masz dzisiaj czasu i jesteś zajęta wieczorem.- powiedział to spokojnym głosem

-A Ruda jak zareagowała?-cały czas patrzyłam się na jego twarz. Z blaskiem lampy i ciemnego wnętrza pokoju jego twarz była jeszcze przystojniejsza. Z rozmyślań wyrwał mnie jego głos

-Słuchasz mnie?! <patrzył się na mnie dziwnie.>

-Jeśli możesz powtórzyć byłabym wdzięczna.- posłałam ciepły uśmiech

-Powiedziałem, że Iris trochę się oburzyła i tak naprawdę ani ja ani Lysio nie wiedzieliśmy o co jej chodzi. Czyli uważasz, że Ruda jest we mnie zakochana?!- na jego twarzy malowało się niedowierzanie.

-<przegryzłam wargę> Wydaje mi się, że tak. Ale trzeba to najpierw sprawdzić.- w pokoju zapadła cisza. Kas chyba to wszystko sobie układał w głowie.

Później zapaliliśmy jeszcze jednego papierosa. Rozmawiałam  z nim jeszcze przez 1.5 godziny. To o gitarze, to o zespołach. Zdziwił się, że dziewczyna może dobrze grać. Dostał za to w łeb, ale nie wkurzył się wręcz przeciwnie. Zaczął mnie łaskotać. Nasze ciała były tak blisko, że przez głowę zaczęły przebiegać dziwne myśli. Nagle w pokoju rozległ się dźwięk komórki. Kas przestał mnie gilgotać i rzucił się do telefonu. Ja postanowiłam się w tym czasie ogarnąć i złapać tchu.

-No czego chcesz elegancie? …. Trochę przeszkodziłeś, ale mów o co chodzi….. Ok, zaraz wpadnę, tylko się pożegnam z Liv i już jestem… Tak jestem….. Wszystko jest ok………. No to nara.. <pib, pib>

-Idziesz już?- zapytałam, chodź wiedziałam jaka będzie odpowiedź. Po cichu liczyłam, że chłopak jednak zostanie. Jakaś część mnie pragnęła jego obecności. Siedzieć samej w 4 kątach nie należy do przyjemności, a na pewno nie tak często. Będę musiała poszukać sobie jakiejś pracy, aby zabić nudę i zarobić trochę.

-Muszę.. Lys chcę abym do niego wpadł na chwilę. Jakaś męska sprawa. Sama rozumiesz.

-Jasne leć, odprowadzę Cię.- ruszyłam w kierunku drzwi. 
Kas stał jeszcze na środku pokoju przyglądając mi się,  ale po chwili ruszył za mną. W miarę sprawnie zeszłam po schodach. Oczywiście Kas nie przepuścił okazji aby mi podokuczać… Chłopak nałożył buty i kurtkę. Otworzyłam mu drzwi. Czerwonowłosy przekroczył próg, ale po chwili zatrzymał się. Odwrócił się w moją stronę. Przyglądał mi się uważnie.

-No to cześć. Musisz już chyba lecieć. – wymusiłam uśmiech.

-No tak muszę, wiec pa młoda.- odrzekł. Chciałam zamknąć drzwi, gdy nagle jego dłoń przytrzymała je.

-Coś się stało? – zrobiła dziwną minę.


-Nieee… jednak tak.- popchną lekko drzwi , przekroczył zwinnie próg i…. zabrakło mi tchu. Kas popchną mnie delikatnie na ścianę w korytarzu. Prawą ręką objął mnie w tali a lewą podniósł mój podbródek. No i stało się… Nasze usta złączyły się.. nie wiem jak długo tak staliśmy.

 Nie obchodziło mnie to, po raz pierwszy, nie bałam się tego pocałunku. Nie bałam się jego.. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie. Jego usta były takie delikatne.. Nagle Kas oderwał swoje usta od moich, musną je jeszcze i odszedł. Stałam jeszcze tak przez chwilę nie wierząc w to, co się stało. Po chwili wyrwałam z pułapki myśli i zamknęłam drzwi.   

___________________________________________________________
PS. Przepraszam Was za tak długą przerwę, ale przygotowania do egzaminów pochłaniają cały mój czas. Jeszcze tylko dwa tygodnie, Później postaram się systematycznie dodawać opowiadania (raz na tydzień). Życzę miłej nocy i dobranoc :*

piątek, 1 stycznia 2016

SF: Nowe życie, nowa ja.- Rozdział 13

Rozdział 13.

-Usiądź.-wskazał mi ręką miejsce przed jego biurkiem

-No, no prawie jak dyrektor ważnej firmy <zaśmiałam się, a on spojrzał na mnie z oburzeniem>. Yyy…, spokojnie tylko  żartowałam. Nie bierz tego do siebie.- jego wyraz twarzy trochę złagodniał, ale nie smak pozostał.

-<chrząknięcie> Przejdźmy może do rzeczy. Nie chcę zbyt długo zawracać Ci głowy Liv.- spojrzał się na mnie.

-Wedle Pana rozkazów.- powstrzymywałam śmiech.

-Zawsze taka jesteś?- patrzył na mnie ze zdziwieniem i oburzeniem.

-Taka? Czyli jaka według Ciebie?- zapytałam lekko zdenerwowana. Nie lubię jak ktoś mnie ocenia, skoro wcale mnie nie zna.

-Jakby to ująć Twoim językiem abyś zrozumiała. Ymm wredna? Tak to chyba najłatwiejsze określenie. - usiadł i patrzył się na mnie z obojętnością w oczach. Zakuło mnie coś w środku, ale zbagatelizowałam to. Moja spojrzenie nagle stało się chłodne i pojawiło się w nim coś w rodzaju „cofnij to, co powiedziałeś”. Musiał to zauważyć po nagle zdziwił się.

-Jakby to Szanowny Panie dupo-wlazły powiedzieć abyś to zrozumiał.<usłyszałam jak drzwi się otwierają i zamykają. Ktoś był w tym momencie razem z nami. Lecz nie miałam ochoty się odwracać i przerywać tej „ciekawej” rozmowy.> Wbrew pozorom nie jestem tępa jak Wielkiemu Panu się wydaje. To że pochodzisz zapewne z bogatej rodziny i wszystko przychodzi Ci łatwo, nie upoważnia cię to tego, abyś mnie obrażał. Nawet mnie jeszcze nie poznałeś. To była pierwsza kwestia. Teraz przejdźmy do kolejnego podpunktu naszej zabawy. Chciałam być miła i rozluźnić tę cholerną atmosferę, bo była tak gęsta że nawet mucha by się powiesiła od razu. Po 3 nie miałam ochoty tu przychodzić i patrzeć na twoją twarz. Tak, zgadza się teraz jestem chamska. Jakiś problem? Bo według mnie nie. A teraz z łaski swojej daj to co mam podpisać i już mnie tu nie ma. W końcu będziesz mógł popatrzeć na własne odpicie i cieszyć się tą chwilą.- byłam oparta o biurko, moje palce były zaciśnięte w pięść aż powoli zaczynały mnie boleć. Nataniel oszołomiony podał mi do podpisania deklarację, w której musiałam potwierdzić swój „dobrowolny” udział  w zajęciach dodatkowych. W moim przypadku było to kółko teatralne. Bo wszystkie inne były już zajęte. Podpisałam i energicznie rzuciłam długopisem.

-Proszę, o to czego chciałeś.- odwróciłam się napięcie i ruszyłam w stronę drzwi. Ku mojemu zdziwieniu stała w nich białowłosa dziewczyna, którą miałam już (nie)przyjemność poznać. Długo jej się nie przyglądając ominęłam ją i trzasnęłam drzwiami.

Korytarz  już pustoszał, ponieważ część zbierała się do domu, a reszta miała jeszcze ostatnie zajęcia. Ruszyłam w końcu w stronę drzwi głównych. Nagle ktoś mnie pociągną za ramię.

-Liv! Czekaj. Chciałabym Cię zap……..- przerwałam Iris w połowie.

-Sorry Iris,  ale nie mam ochoty ani czasu gadać.  Także pa, a i powodzenia na próbie. Popękanych strun życzę.- już się nawet nie spojrzałam na dziewczynę. Wyrwałam się jej i poszłam przed siebie. 


Gdy wyszłam od razu ruszyłam w stronę mojej czerwonej bestii.  Usiadłam na nią, odpaliłam silnik i ruszyłam powoli. Nagle wyskoczył Kastiel przed przednie koło. Momentalnie odbiłam w prawą stronę i dałam po hamulcach. Przez szok straciłam równowagę i znalazłam się na ziemi. W raz ze mną moja niebezpieczna piękna bestia.
Kas szybko do mnie podbiegł z przerażeniem w oczach.

- Liv! Nic Ci nie jest?!- podniósł ścigacz i podał mi rękę.

- Powaliło Cię do reszty czy co?!! Jesteś jakimś cholernym samobójcą czy może chcesz kogoś innego zabić?!- Chwyciłam go za rękę i szybko wstałam, pomimo że moja prawa noga strasznie mnie bolała. Ale  nie dałam tego po sobie poznać.

-Przepraszam piękna. Nie chciałem Ciebie  wystraszyć. Chciałem sprawdzić Twój refleks i  zapytać Cię o coś.- podrapał się po głowie. Ze zmieszania wyciągnął papierosa z kieszeni i zaczął palić.


- No i co sprawdziłeś?! Niezła ze mnie niezdara, nie ? A teraz wybacz śpieszę się do domu.- Nagle zorientowałam się że spora  grupka osób przygląda się nam. Nagle usłyszałam straszny krzyk.

-Kastiel! Mógłbyś mi powiedzieć co wyprawiasz i dlaczego nowa koleżanka na ciebie krzyczy? Znów próbujesz być nachalny?!- odwróciłam się zszokowana. Za mną stał pogrom liceum, czyli szanowna dyrektorka.

-Ja.. – Kastiel przybrał poważny ton i chciał coś powiedzieć. Ale jak zwykle nie dałam mu dokończyć. On i bez tego ma chyba na pieńku z nią.

-<uśmiechnęłam się, najlepiej  jak potrafiłam pomimo niechęci i bólu> Dzień dobry Pani Dyrektor. <co by jej tu powiedzieć…Help me!> Uwierzy Pani że przez przypadek Kastiel rano na mnie wpadł  i pobrudził mi sweterek?  <lepszej historii nie mogłam wymyślić.. ehh> Byłam na niego wkurzona, ale nicpoń uciekł zanim zdążyłam na niego nakrzyczeć. A teraz właśnie dopadłam go i nie wytrzymałam. Jestem niestety wybuchową dziewczyną. A po drugie on u mnie nie ma szans choćby nie wiem jak się trudził i jaki by był nachalny.- dyrektorka cały czas nam się przyglądała. Chyba  nie uwierzyła w tę historię. W sumie nie zdziwiłabym się.

-Załóżmy że wierzę w Twoją historię panno Liv. Ale jak wyjaśnisz fakt że twoja noga krwawi.- dyrektorka przyglądała się mojej reakcji. Starałam się nie wsypać i pociągnęłam dalszą grę.

-A too.. Kilka dni temu spadłam z drabiny, gdy pomagałam wujkowi przy ogródkowych pracach. Pewnie Pani zapyta że skoro spadłam to nie możliwe żeby rana krwawiła aż do teraz. Otóż ranę pokryła warstwa ochronna zwana strupkiem, no i niestety jak być niezdarą to na całego. Teraz jak wychodziłam ze szkoły potknęłam się i zaliczyłam zderzenie z ziemią. Musiałam naruszyć tego strupka, stąd te krwawienie. Obiecuję że będę ostrożniejsza.- Boże jakie brednie.. Spojrzałam na dyrke, wyglądała że zupełnie mi nie wierzy.

-Niech Wam będzie. Jak bym się uparła to zaprowadziłabym Ciebie do pielęgniarki i ona powiedziałaby czy ta rana jest świeża czy też nie. Tym razem nie będę dochodzić prawdy i odpuszczę Wam. Na drugi raz uważaj, a ty Kastiel się pilnuj i zgaś tego papierosa z łaski swojej. Dobrze opuszczę już Was. Do widzenia.

-Do widzenia.- powiedzieliśmy razem. Gdy odeszła na bezpieczną odległość wybuchłam śmiechem. Kastiel patrzył się na mnie dziwnie.

-To co siedzi w Twojej główce mnie przeraża! Serio… Jesteś jakąś morderczynią która uciekła z innego kraju i ma kłamanie opanowane do perfekcji i historyjki umie wymyślać na poczekanie? 

-Chodź tutaj, powiem Ci coś w sekrecie. <kiwnęłam palcem wskazującym w moją stronę. Kas podszedł i się nachylił> No wiesz, mam na sumieniu  zabitych trzech  długowłosych. Od 4 lat szukają sprawcy i nie mogą znaleźć. Już za późno sprawca jest teraz obok Ciebie.. Na twoim miejscu bałabym się spać. – odeszłam krok od Kasa i się wyprostowałam. Ten się spojrzał na mnie z politowaniem           i zaczął się śmiać.

-Wiesz co? Lubię Cię.- powiedział rozbawiony.

-Wiem. Mnie się nie da nie lubić Kasii. – Wiedziałam że ten zwrot  go wkurzy, ale nie zwracałam na to uwagi.


Podeszłam do ścigacza i chciałam włożyć kluczyki aby odpalić bestie. Ale w nieoczekiwanym momencie ktoś mi je zabrał. Można się domyślić kto to był. W takich sytuacjach nie lubię wysokich chłopaków..

-Mogę wiedzieć co Ty robisz do cholery?

-Teraz?

-Nie kurde jutro wiesz…- ehhhhh

-Właśnie zabrałem Ci kluczyki.- podniósł rękę do góry, abym mu ich nie zabrała.

-Serio? A myślałam że  kilogram buraków takich jak Ty. Oddawaj!!- chciałam podskoczyć ale ból wdał się we znaki. Wtedy sobie przypomniałam o krwawiącej nodze.

-Pominę to że mnie obraziłaś. Będę kulturalny.

-Założyłeś się z Iris a nie ze mną. Oddawaj!!

-Zapomnij. Chyba nie myślisz że Cię puszczę w takim stanie samą?! <ruszyłam ramionami>  Chyba żartujesz! Ja prowadzę a Ty wsiadaj na tyły.

-Alee…

-Bez dyskusji  płaska desko. Ja tu mam kluczyki i ja rządzę.- uśmiechną się triumfalnie

-Za deskę zabiję. A po drugie nie znasz mojego adresu.- zachichotałam

-Byś się zdziwiła. Wsiadasz czy nie. Bo jak nie to i tak zabieram go ze sobą. – kiwną głową w kierunku ścigacza..

-Niech Ci będzie..- usiadłam nadąsana za nim. Po chwili ruszyliśmy. Objęłam go w pasie i chyba za mocną ścisnęłam bo poczułam jak jego ciało się napina. Zwolniłam trochę uścisk.  Droga minęła szybko i już byliśmy na miejscu. Kastiel szybko wstał ze ścigacza i podszedł do mnie. Chwycił mnie w pasie i podniósł z siedzenia.

-A co Ty taki dobry dla mnie? Hymmm. I skąd wiesz gdzie mieszkam?- zapytałam zdziwiona
- Skąd wiem to Ci nie powiem. A dlaczego jestem miły hymmm.. Niech pomyśle może dlatego  <nachylił się nade mną> abyś się zastanawiała i myślała o mnie. – popatrzył mi w oczy i uśmiechną się. Ja jak głupia zaczerwieniłam się i spuściłam wzrok. Z tej niezręcznej atmosfery wyciągną mnie Aron. Który musiał zauważyć przez okno że ktoś mnie przywiózł i postanowił wyjść i sprawdzić co się stało.

-Witam. Nie przeszkadzajcie sobie. Ale w sumie zanim sobie pójdę i Was zostawię, chciałbym się dowiedzieć co tu się dzieję.- Aron podszedł do nas ze spokojem i z zaciekawieniem.

-Myy… - zaczęłam ale tym razem to ten wkurzający dziad mi nie dał dokończyć

-Dzień Dobry. Odwiozłem Liv ponieważ przewróciła się na ścigaczu z mojej winy. I chyba przez ten wypadek skaleczyła nogę, ale nie jestem pewien. <Aron spojrzał na moją nogę i ukucną by sprawdzić> Chciała sama wrócić, ale nie pozwoliłem jej.- Kas odpowiedział ze zmieszaniem.

-Nie wygląda to groźnie, ale będzie trzeba opatrzyć. W takim razie chodź Liv do domu. Zajmę się Twoja nogą zanim wyjadę, a Tobie dziękuję. Jestem pod wrażeniem że postawiłeś na swoim. Ona raczej jest uparta i ciężko ją przekonać.

-Aron!!!!- zrobiłam minę wkurzonego dziecka. Obaj zaczęli się śmiać.

-Jeszcze raz dzięki ….?

-Kastiel, miło mi.- odrzekł trochę zszokowany, chyba tym że Aron nie opieprzył go. Pewnie spodziewał się czegoś innego. – To ja już pójdę. Do widzenia i cześć Liv.

-Pa  i dzięki za podwózkę. Pamiętaj morderca ma Cię na oku.- roześmiałam się.

-Patrz żeby ofiara, mordercy nie miała.- powiedział to nie odwracając się, ale słychać było rozbawienie w jego głosie.


Aron otworzył mi drzwi i wpuścił do środka. Po chwili zajął się moją nogą jak najlepszy lekarz.