Rozdział 12
Wieczory stają się coraz dłuższe, a dni krótsze. Od tamtego
wieczoru minęło już sporo czasu. Mogłoby
się wydawać że tamta noc rozdrapała
stare rany. Ale uświadomiłam sobie, że nie były one tak naprawdę zagojone. To jeszcze
cały czas we mnie tkwiło. Ale poprzez wyjawienie prawdy, moja dusza odetchnęła
z ulgą. Uwierzyłam, że są jeszcze ludzie którzy mnie rozumieją i nie starają mi
wmówić, że to tylko moja chora wyobraźnia. Od kąt przyjechałam do wujka moje
życie, zaczęło się powoli normować i polepszać. Nawet nie zdawałam sobie z tego
sprawy. Miałam u swojego boku dobrych ludzi, którzy starali się do mnie
zbliżyć, a ja za wszelką cenę chciałam się od nich oddalić. Tylko dlatego, że
bałam się przywiązania. Ale teraz tak nie chcę. Chcę w końcu poczuć bliskość
innych. Mogę jedynie dziękować losowi, że pomimo mojego zachowania, niektórzy się nie
odwrócili ode mnie.
Los postawił na mojej
drodze rudowłosą, która rozpromienia każde pochmurne dni. Jej entuzjazm udziela
się nawet największemu smutasowi. Szczerze powiedziawszy, mnie też rozbawiała
chodź starałam się to ukryć. Iris jest lekiem na wszystkie smutki. Kastiel… ten
to dopiero zagadka. Z początku bałam się go, ponieważ był bardzo nachalny i
bezpośredni. Ale ze zbiegiem czasu polubiłam to w nim. To jest cały on. Udało
mi się go poznać, od tej wrażliwszej stron, którą zapewne zechce pozostawić w
tajemnicy. W sumie nie dziwie się, nie każdy lubi się chwalić wrażliwością.
Lysander.. ehh. Ten facet potrafi zmienić życie. Wybaczyłam mu to co było
tamtej nocy. Na niego nie można się długo gniewać. Dla mnie Lys jest jak wielka księga. Jeżeli potrafisz czytać między
wierszami, to zrozumiesz go. Jeżeli nie, nigdy nie pojmiesz jaki on jest i o co mu chodzi. Nie opanowałam
tej umiejętności zbyt dobrze, a szkoda . Przy tym chłopaku nie raz czuję
zakłopotanie, mój organizm na niego dziwnie reaguje. Ale jego obecność sprawia,
że czuję się spokojna. Wszystkie smutki oddalają się ode mnie. Aż dziwne, że
zupełnie obca osoba może na nas tak działać. Jego białowłosa koleżanka musi być
naprawdę głupia, że nie dała mu szansy. Chodź w sumie, nie znam zbytnio jego
brata więc nie powinnam oceniać….. Bliźniaki są mega zabawni, przy nich nie ma
chwili na nudę. Zawsze coś się dzieję. Przeważnie między nimi dochodzi do
kłótni, ale wyglądają przy tym słodko. Dziwi mnie jedna rzecz, jak Ken
wytrzymuje przy Alexim. To są zupełnie dwa różne światy. Ale ktoś kiedyś
powiedział, że przeciwieństwa się przyciągają. Może ta osoba miała rację.-
uśmiechnęłam się do swoich myśli.
-Ty, paskudo co tak szczerzysz się jak głupi do sera? Co
wyobraziłaś mnie nago? Przyznaj się- Nagle ocknęłam się. Przy mojej ławce stał Kastiel z rudzielcem.
-Jaa… Pfff…Wiesz co chciałbyś. Nie mam o czym innym myśleć,
jak o Twoim nagim ciele. Nie jesteś jakimś bogiem czy coś.- Zaczerwieniłam się
lekko i odrzekłam oburzona, ale po chwili parsknęłam śmiechem. Na ich twarzy
pojawiło się zdziwienie, ale zaraz do mnie dołączyli.
-No proszę widzę, że świeżynka uczy się, jak dociąć Panu
Kastielowi. Ale nie doczekanie. Nie dam się tak łatwo.- powiedział to poważnym
tonem. Oczywiście ledwo powstrzymywał się od złowieszczego uśmieszku.
-Dobra Kasi, przestań pieprzyć i siadaj puki krzesło wolne.-
Odezwała się roześmiana rudowłosa.
- A co Wy tak w ogóle tutaj robicie, z tego co pamiętam nie
chodzicie na rozszerzoną biologię.- spytałam lekko zaciekawiona.
-No wiesz, odezwał się we mnie instynkt łowcy. Zechciałem
poznać co nie co przyrodę. Wiesz to takie interesujące jak rozmnażają się pewne
osobniki. Czy robią to tak jak ludzie, czy może inaczej. Zawsze mógłbym się od
nich czegoś nauczyć i przenieść do swojego życia.- popatrzył się na mnie z
powagą w oczach. A ja nie wiedziałam czy mu wierzyć czy go walnąć.
-Spoko, walnę go za Ciebie. <Iris uderzyła Kasa w ramię,
ten chciał oddać ale powstrzymał się> No co nie oddasz mi?? No no Kasi
jestem z Ciebie dumna. J
-Poczekam tylko do północy a jutro oddam Ci z nawiązką.-
oburzył się Kas i oparł się o ścianę koło mojej ławki.
-A co jest jutro, jeśli mogę spytać?- Nagle za moimi plecami
odezwał się głos. Dobrze mi znany, po którym mam ciarki na całym ciele.
-Kas i Iris założyli się. A mianowicie Kas musi być miły dla
niej i ma nie przeklinać w jej obecności przez 48 godzin. Jeżeli wygra Iris
będzie mu służyć przez 48 godzin, a jeżeli przegra, no cóż Iris już się postara
aby go dobrze ukarać.- odpowiedział ze spokojem Lys.
-A nie uważacie, że dla Kasa to już jest kara że nie może
przeklinać i musi się zachowywać w miarę normalnie?- zapytałam zdziwiona.
Lysander zamyślił się po moich słowach.
-O widzicie jedynie Liv mnie rozumie, chodź kochanie tutaj
do mnie. Będziesz moją żoną jak nic.- Kastiel zaszedł mnie od tyłu i mnie
przytulił. Iris zrobiła dziwną minę, ale odrzekła:
-Livv.. cicho!! Nic mu się nie stanie. Może mu to tylko
pomóc. W najgorszym razie to on wygra, a wtedy ja będę miała przechlapane.- Kas
wyszczerzył zęby nadal mnie tuląc.
-Z łaski swojej możesz mnie puścić, bo mnie dusisz i
zabierasz przestrzeń prywatną. <Kas jeszcze mocniej mnie ścisną> Ałaaa debiluu..
Weźcie go ode mnie bo przysięgam, że kiedyś na niego użyję gazu pieprzowego.-
Lys wstał i odciągnął Kastiela a Iris zaczęła się śmiać przy czym wyciągnęła
telefon z kieszeni i zrobiła im zdjęcie.
-A tak wracając do Ciebie moja droga koleżanko. Idziemy
dzisiaj na próbę zespołu. I nie będę się mogła dzisiaj z Tobą spotkać, mam
nadzieję że rozumiesz. –odparła poważnie Iris
-…… YYY Jasne, nie ma problemu. Może to i lepiej że spotkamy
się kiedy indziej. Przynajmniej zrobię w domu to, co tak długo odkładałam.
-Jesteś kochana, no to My już lecimy. Do zobaczenia na w-f
piękna.- Iris pocałowała mnie w policzek i poleciała w stronę chłopaków. Trochę
mi się smutno zrobiło, że nawet nie zaproponowała wyjścia razem z nimi, ale w
sumie co ja bym tam z nimi robiła. Zauważyłam, że Lys zerkną na mnie, ale zaraz
odwrócił głowę.
Lekcja ciągnęła się strasznie. Przerabialiśmy właśnie temat
o tkankach. Pech tak chciał, że ten temat już przerabiałam w poprzedniej
szkole. Więc całą lekcję miała wolną i patrzyłam się w okno. Po przerwie miał
być w-f, ale ja postanowiłam na niego nie pójść. W końcu zadzwonił dzwonek na
lekcję, a ja błądziłam po korytarzu. Nagle zobaczyłam jak z jakiegoś
pomieszczenia wychodziła dyrektorka, więc szybko weszłam do sali aby mnie nie
zauważyła. Pech tak chciał że wylądowałam w sali muzycznej. Chciałam z niej wyjść, ale jednak coś mi
mówiło abym tu została. Sala była duża. Miała niewielką widownię, taką jak w
kinie, na końcu sali stała scena. Na scenie było wiele instrumentów, lecz tylko
jeden przykuł moją uwagę. A mianowicie fortepian. Podeszłam do niego nie
pewnie. Rozejrzałam się jeszcze po Sali bo chciałam sprawdzić czy nikogo na
pewno nie ma. Nikogo nie było, przynajmniej mi się tak wydawało. Podniosłam pokrywę klawiatury, przejechałam
delikatnie palcem bo klawiszach.
Rozbrzmiał dźwięk po całej sali. Postanowiłam
usiąść na krześle. Zbierałam się długo aby coś zagrać. Nie grałam już ładnych
parę lat, ale ponoć z tego się nie wyrasta. Ale w końcu się odważyłam,
rozprostowałam palce i poszło:
Coś magicznego mną owładnęło. To było bardzo miłe. Nawet nie
wiem kiedy skończyłam grać.
-Gdzie się tak nauczyłaś grać?- Czyjś głos wypełnił „pustą”
sale. Serce zaczęło mi szybciej bić. Rozejrzałam się wokół. W ciemnym kącie
dostrzegłam zarys sylwetki.
-Ja nie potrafię grać. Tak w ogóle kim jesteś?- zapytałam
szybko, normując swój oddech. Tajemnicza
postać oderwała się od ściany, w świetle zobaczyłam dobrze mi znaną sylwetkę.
Mało kto w szkole ubiera się w stylu wiktoriańskim.
-Po tym co usłyszałem, nie uwierzę Liv że nie potrafisz
grać. Teraz już się nie ukryjesz.- podszedł do mnie i zajął miejsce obok.
Popatrzył mi głęboko w oczy, jakby chciał coś z nich odczytać. Opuściłam wzrok.
-Mój tato był kiedyś nauczycielem muzyki w szkole prywatnej.
To on mnie nauczył grać. Miałam dość długą przerwę w graniu i nie spodziewałam
się, że jeszcze coś pamiętam. Ale to tylko dźwięki nic nie znaczące.- nerwowo zaczęłam
bawić się palcami. Zauważył to. Niepewnie chwycił mnie za dłonie.
-Wiesz co, nie powiedziałbym że są tylko dźwięki. To co
zagrałaś, było przepełnione emocjami i bardzo dobrym warsztatem technicznym.
Dlaczego nie powiedziałaś nam że potrafisz grać, jak Iris wspomniała że szukamy
kogoś interesującego do zespołu?- nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Bo nie pytaliście. A zresztą Iris nic przy mnie nie mówiła.
A tak w ogóle, nie nadaję się do zespołu. No chyba że gracie taką muzykę, że na
występy przychodzą emerycie pozbawieniu słuchu. To wtedy się piszę, jak
najbardziej.- czułam na sobie, wciąż jego wzrok. Onieśmielało mnie to i
sprawiało że na policzkach pojawiały się rumieńce.
-Liv! Przestań pieprzyć. <uniósł lekko głos> Masz
niesamowity talent. Dlaczego nie chcesz w to uwierzyć?.- ścisną moją dłoń bardziej.
Zebrałam się na odwagę i spojrzałam na niego. W świetle sceny jego twarz była
jeszcze piękniejsza.
-No bo…. Bo muzyka umarła we mnie, wraz z odejściem taty.
Już nie czuję tego samego przy graniu jak kiedyś. Co prawda, bałam się momentu
w którym znów zagram. Niestety to dzisiaj nastąpiło. Szczerze? Grając poczułam
się odrobinę wolna, ale nie wywołało to na mojej twarzy uśmiechu.- Lys
szturchnął mnie.
-Znowu gadasz głupoty. Leżałem sobie tam na krzesłach,
pogrążony w myślach bo szukałem inspiracji. <wskazał głową miejsce z którego
przyszedł>. Zaburzyłaś spokój w którym się znajdowałem. Trochę mnie to
poirytowało, że ktoś mi przeszkadza. Ale gdy zobaczyłem że to byłaś ty i jak
nieśmiało siadałaś do tego cudownego instrumentu, byłem ciekaw co się stanie i
irytacja minęła. No i stało się zaczęłaś grać. Na początku byłaś bardzo
skupiona, ale później zauważyłem na Twojej twarzy uśmiech, lekki ale jednak.
Musiało to sprawić Ci przyjemność. Nawet nie słyszałaś jak wstałem i potknąłem
się. Liczyło się tylko dla Ciebie to co jest tu i teraz. Byłaś tylko Ty i on.
Przede mną niektórych rzeczy nie ukryjesz. Uwierz mi. Takie rzeczy jak emocje,
widzę z daleka.- mówił to tak spokojnie i lekko, aż miło było go słuchać. Na
mojej twarzy znów zagościł rumieniec.
-Dzięki Lys, za miłe słowa. Ale chciałabym aby to zostało
między nami. Nie chcę aby ktoś wiedział że gram.- zerknęłam na niego, a po
policzkach spłynęła mi łza. Nie dało się tego ukryć, bo Lys od razu zareagował.
Otarł swoją dłonią mój policzek. Między nami zapanowała cisza i bardzo intymna
atmosfera.
-Jeżeli chcesz, to nikomu nie powiem. Ale będzie mi ciężko.
Szkoda marnować taki talent. Może chciałabyś przyjść na naszą próbę? Zresztą
Iris Cię zapraszała.- odsunął dłoń od mojego policzka i powrócił do poprzedniej
pozycji.
-Wiesz co dzięki, ale nie skorzystam. Iris mnie nie
zaprosiła, tylko wspomniała że dzisiaj się nie spotkamy bo jest zajęta. Więc
byłoby głupio, abym teraz przyszła. Było by więcej zamieszania niż pożytku.- na
twarzy chłopaka zauważyłam zdziwienie i przez chwilę nad czymś się zastanawiał.
-Iris, nie zaprosiła Cię?? A miała to zrobić. Hymm dziwne.-
udałam że tego nie słyszę i zmieniłam szybko temat.
-Wiesz co chyba już musimy iść. Nie sądzisz? Zaraz będzie
przerwa i jak wyjdziemy razem z sali zaczną się plotki.- moje słowa wyrwały
Lysa z rozmyślań. Wstał i podał mi rękę.
-Panie przodem.- odparł i wskazał ręką przejście.
-A dziękuję Hrabio.- uśmiechnęłam się i drygnęłam jak to na damę
przystało. Uśmiechnął się. Wyszliśmy w ciszy, przy drzwiach chłopak się na mnie
jeszcze spojrzał. Gdy byliśmy już na korytarzu każdy poszedł w swoją stronę.
Był to miły dzień, ale i męczący teraz tylko marzę aby
wrócić do domu.
-Liv!- ktoś za mną krzyknął gdy wychodziłam z budynku. Był
to główny gospodarz. „A ten czego chcę? Ja chcę już do domu!!”
-Tak?! Potrzebujesz czegoś?- odparłam w miarę miło.
-Tak musisz podpisać parę dokumentów. Może przejdziemy do
pokoju gospodarzy?- jego uśmiech sprawił że miałam większą ochotę tam iść niż
go zapić że pokrzyżował mi plany.
-No to chodźmy.