Witam wszystkich. Wybaczcie tą nieobecność przez jakiś czas.
Niestety przygotowania do przeprowadzki nie są dość łatwe i szybkie. Postaram
się to nadrobić. O ile oczywiście chcecie, abym nadal pisała. Do mojego
opowiadania wprowadzę małą zmianę. Otóż, zostaną umieszczone fragmenty relacji innych
postaci ze spotkania z główną bohaterką (Liv). Mam nadzieje że się spodoba.
Miłej nocy.
Podsyłam Wam krótki filmik, który osobiście bardzo mnie wzruszył. Czasami przez takie krótkie animacje, możemy dostrzec jak wielka i niepojęta potrafi być miłość.
Przepraszam za tak długą przerwę, ale miałam kilka spraw do załatwienia związanych z nowym mieszkaniem. :)
Rozdział.6
Wychodziłam już z głębokiego snu i zbliżałam się do
przebudzenia. Głowa jeszcze mnie lekko pobolewała, ale dało się przeżyć.
Otworzyłam delikatnie oczy. „Dziwne. Jestem wyspana, dość dobrze się czuję.
Pomimo że głowa lekko pobolewa mnie….Zaspałam!”. Zerwałam się z łóżka. Zegarek
wskazywał godzinę 9:45.
-Dobrze, nie jestem jeszcze tak bardzo spóźniona..
Kurde co ja wygaduje. Skarciłam się w myślach. Zajęcia
rozpoczęły się o 9, a ja jeszcze jestem w domu. „No nic. Wpadnę na kolejną
lekcje.” Ubrałam się w ekspresowym tempie. Nie chciało mi się zbytnio malować.
Więc odpuściłam sobie cienie, kredkę do oczu. Delikatnie przeleciałam rzęsy
tuszem. W sumie nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam taki delikatny makijaż. O
ile można nazwać to makijażem. Zbiegłam
na dół. Przygotowałam sobie jedzenie do szkoły. Czyli baton, zieloną
herbatę i pokrojoną cytrynę w kostkę z
odrobiną cukru. Tak wiem, dziwaczne jedzenie, ale po prostu to lubię. Zbliżałam
się do drzwi, gdy wpadłam na pomysł aby pojechać do szkoły moją furą. Jak
pomyślałam tak też i zrobiłam. Zgarnęłam szybko kluczyki z komody, zamknęłam
dom i udałam się do garażu. Wyprowadziłam moją super furę z garażu i zamknęłam
drzwi. Ścigacz był dość duży, ale nie specjalnie mnie to przerażało ponieważ
kiedyś już na takiej maszynie jeździłam. Zanim odpaliłam i ruszyłam, założyłam
plecak i sprawdziłam czy wszystkie kieszenie są dobrze zapięte, odpaliłam swoją
MP3, nałożyłam kask i mogłam już ruszyć. Mknęłam ulicą, czułam się dziwnie
wolna. Liczyło się to co jest tu i teraz. Żadnych problemów, trosk. Kompletnie
nic. Nagle zauważyłam ciemnowłosego chłopaka na przystanku od razu poznałam że
to Armin. „Co on tu robi? Może się zapytam.” Zjechałam na przystanek, zdjęłam
kask. Mina chłopaka była bezbłędna. Uśmiechnęłam się, a rzadko kiedy to
robię. W sumie ostatnio coraz częściej.
-Hej Armin! Co tutaj robisz? Czyżbyś zaspał? Gdzie jest Alexy?
-H..Hejjj! To Twoja bryka?- zapytał ze zdziwieniem i
podekscytowaniem.
-Tak. Aron mi go kupił, ponieważ nie zawsze miałby czas mnie
wozić do szkoły. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – spojrzałam na niego z
rozbawieniem, bo wciąż miał minę jak by zobaczył nie wiadomo co.
- Wow, nieźle. Zazdroszczę Ci. Wracając do Twoich pytań to
tak, zaspałem. Według moich starszych za długo grałem w grę i mam tego skutek.
Ja oczywiście się z tym nie zgadzam. Bo jak to można grać w coś za długo?
<oburzył się> A wyrodny braciszek jest już w szkole. Tato rano go zawiózł
w ramach nagrody za wczesne wstawanie. Drań. A ja w zamian nauczki nie mogę
zostać w domu i muszę czekać na autobus. – westchną ciężko i spojrzał gdzieś w
dal.
-No wiesz, ja też zaspałam i tak jakoś się składa że mam wolne miejsce za sobą. Może
chciałbyś podjechać? O ile się nie boisz jechać z dziewczyną oczywiście.-
roześmiałam się. W jego oczach zobaczyłam błysk.
-Mógłbym?! Serio?! Wow. Jasne że skorzystam z propozycji.
Zawsze chciałem się przejechać.
-No to wskakuj, tylko nie mam 2 kasku niestety. Więc obejmij
mnie i się wtul nie będzie tak wiało. „Boże! Ja to powiedziałam? O.o”
Nie musiałam powtarzać. Armin szybko zajął miejsce za mną i
postąpił według wskazówek. Dziwne uczucie gdy ktoś tak obejmuje, ale w sumie
jest coś w tym miłego. Ruszyliśmy. Parę minut później byliśmy już na miejscu.
Gdy podjechaliśmy pod szkołę, trwała akurat przerwa. Ryk silnika sprawił że
wzrok wszystkich skierowany był w naszą
stronę. Zaparkowałam moje maleństwo i zsiedliśmy z niego.
-Dobra jesteś Liv. Dzięki za podwózkę. A tak w ogóle jak się
czujesz?- spytał z troską w głosie.
-Nie ma za co. Polecam się na przyszłość.<klepnęłam go w
ramię>. Ja czuje się dość d…….
-Armin! Liv! Ścigacz! Co do cholery ma to znaczyć? Powiedz
że specjalnie zaspałeś, bo wiedziałeś że nasza koleżanka przyjedzie w takim
stylu do szkoły.
-Tiaaaaa, wiedziałem nie powiedziałam i jeszcze specjalnie
chciałem wysłuchiwać gadania rodziców. Tak to był spisek.- Armin przewrócił
oczami.
-HAHAHAHAHAH. Spokojnie chłopaki. Alex nie bądź zazdrosny,
ciebie też przewiozę. A tak w ogóle miło Cię widzieć.- uśmiechnęłam się
nieśmiało do chłopaka.
-Hejjooo młoda.<przytulił się> Jak się czujesz, tak w
ogóle. Długo byłaś w szpitalu? Wypoczęłaś trochę?
-Nie za dużo pytań zadajesz jak na jeden dzień? <kątem
oka widziałam jak jakiś brązowowłosy chłopak przygląda się naszej rozmowie>
Tak czuje się już dobrze. Wyszłam po paru godzinach i jak widzisz przez całe to
zamieszanie zaspałam. Psstt Alex <ściszyłam głos>. Znasz tego chłopaka?
Cały czas się nam przygląda. Jego wzrok mówi zostaw moją kanapkę w spokoju.
Armin się odwrócił i wybuchną śmiechem.
-Ty, pożeracz kanapek chodź do nas.<machną ręką do chłopaka>. Musze Ci kogoś
przedstawić. Poznajcie się. Kentin to jest Liv. Liv to jest mój chłopak Kentin.
Tak zwany pożeracz kanapek <znowu śmiech>.
Ta informacja mnie oszołomiła. Brązowowłosy wyciągną rękę na
powitanie.
-Witaj, miło mi Cię poznać. – jego twarz złagodniała trochę.
Odwzajemniłam uścisk.
-Wzajemnie. Czyli Ty jesteś…
Przerwał mi.
-Tak jestem gejem i dobrze mi z tym. Mam nadzieję że nie
masz nic przeciwko i nasze relacje nie ulegną jakiejś wielkiej zmianie?- cały
czas się uśmiechał delikatnie i zarazem niepewnie.
-Jasne że nie mam. Powiem Ci musisz mieć jaja, żeby obcej
osobie powiedzieć tak intymną rzecz. – przytuliłam go na znak że nie mam nic
przeciwko.
-Oj ma jaja, ma i to jakie- odezwał się Ken.
-Nie przy ludziach, dobrze?- jednocześnie powiedział do Alex
i Armin. Spojrzeli na siebie, chcieli powstrzymać śmiech, no ale jak to oni.
Jest to niemożliwe.
Pogadaliśmy jeszcze ze sobą i zadzwonił dzwonek. Wyjęłam
swój plan lekcji, aby sprawdzić co teraz
mam. „Ehh historia, sala 23” Nie przepadałam nigdy za historią. Zapewne było to
spowodowane osobami które prowadziły owe lekcje. Nie były zbyt kompetentne. Ale
mniejsza o to. Czas znaleźć klasę. W sumie to moja pierwsza prawdziwa lekcja
tutaj, nawet za bardzo nie wiem kto jest u mnie w klasie.
Ze znalezieniem klasy nie miałam problemu. Znajdowała się na
piętrze. Zapukałam do drzwi i weszłam potulnie do klasy.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie. Jestem nową
uczennicą.- Nie patrzyłam nauczycielowi w oczy. W sumie cały czas patrzyłam w
podłogę.
-Witaj. Masz na imię Liv, zgadza się?
<przytaknęłam> Miło mi Cię w końcu
poznać Liv. Nazywam się Johan Larsen,
jestem nauczycielem historii, jak się domyślasz i Twoim wychowawcą. Mam
nadzieje że się już lepiej czujesz?
-Tak już lepiej. Dziękuję za troskę profesorze.
Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Chyba nikt go tak
nigdy nie nazwał. No to jestem pierwsza w takim razie..
-Liv, zajmij wolne miejsce. Dzisiaj będziesz się tylko
przyglądać lekcji. Na następnej mam nadzieje że będziesz się już udzielać.
Uśmiechną się przyjaźnie. W końcu podniosłam wzrok i
zauważyłam, że ślepia wszystkich zwrócone są w moją stronę. ‘’Eh, dziewczyny
nie widzieli czy co!” Krzyknęłam w myślach. Rozejrzałam się po klasie w
poszukiwaniu wolnej ławki. Niestety takiej nie znalazłam. Nagle usłyszałam
znajomy mi już głos.
-Liv! Za mną jest wolne miejsce. Siadaj.
To była Iris, która siedziała z…! Kastielem?? No piękni,
jeszcze mi tego brakowało żeby być razem z nim w klasie. Po prostu cudownie.
Dobra wiadomość była taka, że to nie przy nim musiałam usiąść. Zbliżyłam się do
miejsca, wskazanego przez Iris. Oczywiście Kastiel cały czas mi się przyglądał.
Irytowało mnie to i wzbierała we mnie złość.
Starałam się uspokoić wewnętrznie. Wracając do mojego miejsca. Otóż
okazało się że miejsce dla mnie znajdowało się przy obcym chłopaku. Tak wiem dziwnie
to brzmi. Jest obcy ponieważ nie zamieniłam z nim aż dotąd ani jednego słowa,
ani praktycznie go jeszcze w szkole nie widziałam.
Zajęłam miejsce obok niego. Nie miałam śmiałości zbytnio się
na niego spojrzeć. Chyba chciał coś powiedzieć ale Iris ubiegła go o kilka
sekund.
-Jak się czujesz? A wiesz co, chyba dobrze mi poszła
kartkówka z matmy i to dzięki Tobie. Jesteś super i cieszę się, że jesteś w
naszej klasie. Mam nadziej że nie będziesz tego żałować.- jej uśmiech sprawiał,
że człowiek od razu czuł się lepiej.
-Już w porządku, dzięki za troskę. Cieszę się, że mogłam Ci
pomóc. Polecam się na przyszłość.
-Dla mnie też będziesz służyć pomocą?- swój wzrok przeniosłam na rudowłosej towarzysza.
-Nie. Dla Ciebie nie będę taka dobra. Masz szczęście że jeszcze
żyjesz.- spojrzałam na niego od niechcenia. Pomimo że wkurzał mnie swoim
zachowaniem, to jakaś część mnie pragnęła go bliżej poznać.
-Ho,ho. Grozisz czy obiecujesz piękna? Chodź dzisiaj to nie
taka piękna, zgubiłaś gdzieś swoją wczorajszą twarz.- Zaśmiał się złośliwie.
-Pfff.- prychnęłam i udałam że tego nie słyszałam.
Dzięki Bogu że zadzwonił dzwonek. Nie czekałam aż inni
pierwsi wyjdą z klasy. Nawet nie poczekałam na Iris, tylko poszłam gdzieś przed
siebie. Miałam mieć teraz w-f z którego byłam zwolniona na tydzień z powodu wczorajszej kontuzji. Więc miałam udać
się do biblioteki i tam spędzić godzinę lekcyjną. Wolałam jednak znaleźć sobie
jakieś odludne miejsce. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi które
prowadziły na dach.
-Wstęp wzbroniony.-przeczytałam na głos
„Hymm, skoro tak to.. wchodzę. Tam powinnam być sama.”
Chwilę później znajdowałam się już na schodach które prowadziły na dach. Dość
szybko je pokonałam. I oto dostałam się na szczyt. „Wow, widok jest cudowny.”
Usiadłam sobie za kominem wentylacyjnym. Dobrze, że są tutaj takie spokojne
miejsca. Wciągnęłam powietrze i powoli je wypuściłam. Miałam okazje sobie zjeść
w spokoju. Wyjęłam więc pudełko z pokrojoną cytryną i zielony napój bogów. Wzięłam kawałek i delektowałam się nim. To mój
smak. Tego mi było trzeba. Wzięła mnie ochota na napisanie czegoś. Postanowiłam
wyjąć swój magiczny czarny notes i napisać to co podpowiada mi serce. Zatopiłam
się we własnych myślach.
Notatka:
„Zagubienie”
Stoję
w latargu na ścieżce życia,
Obcy ludzie przyglądają
się tylko z ukrycia.
Nie
ma dziśśmiałka który zechce wskazać mi drogę,
A
ja wciąż stoję i wybrać nie mogę.
W
którą stronę podążyć i co wybrać mam.
To
jest tak cholernie dołujący stan.
W głowie wciąż mętlik i brak już sił.
Czy
znajdzie się ktoś, kto wskaże ścieżkę mi?!
Oświetli mi drogę i pokaże gdzie iść.
Lecz gdy nie będzie
wiedział co radzić mi ma,
Pozostanie cichym aniołem który odpędzi
Pojawiający się strach…..”
Nagle poczułam
na swoich plecach, coś ciężkiego. Wyrwałam się ze swoich myśli i spojrzałam na
ramię. Leżał na nim skrawek ciemnozielonego płaszcza o dość pięknej strukturze.
„Co to cholery?” Zaczęłam się rozglądać, dopiero wtedy zauważyłam że po bocznej
stronie komina siedzi jakiś mężczyzna. Moje serce raptownie przyspieszyło. Nie
wiedziałam co zrobić. Czy uciekać? Czy może rozpocząć rozmowę. Dlaczego w
takich sytuacjach zachowuje się jak dzikus. Chłopak, poczuł mój wzrok na sobie
i odwrócił swoją twarz w moją stronę i wstał. Dobrze że ja nie stałam w tym
momencie , bo gdyby tak było nogi ugięłyby się pode mną. Owy chłopak wyglądał
jak postać wyciągnięta z przeszłości. Oczywiście to tylko plus. Ubrany był
w stylu wiktoriańskim. Ubrania były
idealnie dopasowane do jego sylwetki. Wszystko ze sobą współgrało. Powiem
szczerze, nikogo jeszcze takiego nie widziałam w swoim życiu. A w różnych miejscach
już byłam. Jego włosy były dłuższe od moich. Sięgały mu prawie do pasa. Ale to
nie było najdziwniejsze. Nie jedna dziewczyna chciałaby mieć taki kolor włosów
jak on. A mianowicie były całe białe. Kolorem przypominały śnieg który co
dopiero przebył swoją długą drogę z chmur na ziemię. Czarne pasmo włosów, podkreślało tylko tą biel. Zdobyłam
się na odwagę i spojrzeć tej osobie w
twarz. I to był chyba błąd, ponieważ poczułam jak policzki mi się zaczerwieniły.
„Co on sobie o mnie pomyśli” Miał lekki
czarny zarost, który podkreślał jego rysy twarzy. Jego skóra była blada. Usta
były średniej wielkości ale miały przepiękny bladoróżowy kolor. No i w końcu
oczy największy atut u ludzi. „Piękneeee!” Nigdy takich nie spotkałam. Oczy
były dość duże. Lewa tęczówka była koloru zielonego a prawa wpadała w złocisty
kolor. Te oczy sprawiały że jego twarz była jeszcze bardziej tajemnicza. „Chyba
zbyt długo się patrzę na niego.” Spuściłam wzrok w bok. Eh moje serce cały czas
ma przyspieszone tępo. Co jest.!
-Witam
Panienkę. Nie chciałem przeszkadzać i wyrywać z rozmyślań, lecz zauważyłem że
trochę trzęsiesz się z zimna.
Postanowiłem użyczyć swojego płaszcza. Mam nadzieję że nie masz nic przeciwko.-
jego kąciki ust lekko poszły w górę.
-Nie, nie mam.
Bardzo dziękuję. Nawet nie zauważyłam jak zrobiło się chłodno. <Wstałam z
ziemi>. Już mi cieplej, więc proszę oddaje płaszcz.- zdjęłam płaszcz z
siebie i podałam chłopakowi. Był wyższy ode mnie, na oko był podobnego wzrostu
co Kastiel. Czyli kolejny wyższy facet ode mnie.
-Byłaś tak
pochłonięta, że nawet mnie nie usłyszałaś i nie zauważyłaś. Więc przedstawię
się jeszcze raz. Nazywam się Lysander Ekker. <wziął moją dłoń, schylił się i
złożył pocałunek a na moje policzki wkradł się znów rumieniec> Byłem dzisiaj
Twoim sąsiadem z ławki na lekcji historii. – odgarną kosmyk włosów spadający na
jego twarz i spojrzał mi się w oczy.
-Naprawdę?
Bardzo przepraszam, ale byłam tak spięta że nie zwracałam uwagi z kim usiadłam.
„Co za wstyd, jest tu gdzieś pistolet aby palnąć sobie w łeb?!”. Miło mi Cię
poznać. Moje imię już zapewne znasz z lekcji, ale przedstawię się jeszcze raz.
Nazywam się Liv Northug. Niedawno się przeprowadziłam i stąd moje
rozkojarzenie.- przez moją twarz przemkną cień uśmiechu.
- Liv.. imię
skandynawskie wywodzące się ze staro
nordyckiego „hlif” co oznacza „schronienie”. W czasach współczesnych
oznaczające „życie”. Powiem Ci że zapowiada się ciekawie. – cały czas nie spuszczał
wzroku z mojej osoby. Szczególnie z moich oczu. Czuję się skrępowana.
-Interesujesz
się znaczeniem imion?- spytałam zdziwiona i oszołomiona.
-Zgadza się.
Imiona mogą wiele powiedzieć o człowieku. Kiedyś wierzono, że imiona nadają
cechy ludziom. Dlatego też dużą wagę przykładano na odpowiedni dobór imienia.-
powiedział to ze spokojem w głosie.
-W takim razie
Twoje imię co oznacza?- spytałam zaciekawiona.
-Hymm, nie
powiem Ci w tym momencie. Przyjmij to jako wyzwanie albo jako pracę domową. Przy
najbliższym spotkaniu zdradzisz czego się dowiedziałaś. A ja albo potwierdzę
albo wyprowadzę z błędy. Umowa stoi? – ten błysk w oku i głos…
-Przyjmuje wyzwanie.-
moja mina krzyczała: ja tu rządzę.
Jego wzrok
uciekł w bok i zatrzymał się na pudełku śniadaniowym. Zrobił zdziwioną minę.
-Mogę się o coś
Ciebie zapytać? – jego wzrok powrócił na wcześniejsze miejsce. Czyli na mnie.
-Jasne.
Najwyżej nie usłyszysz odpowiedzi.- przybrałam obojętny ton.
-Co znajduje
się w tym pudełku, bo przypomina mi to kawałki cytryny. Lecz to chyba nie jest
możliwe żeby ktoś jadł cytrynę.
-No to dobrze
Ci się to przypomina. Jest to cytryna. Tak wiem nie najlepszy zestaw śniadaniowy
bo połączony jeszcze z zielonym napojem bogów i współczesnym produktem czyli
batonem. No ale po prostu ja to lubię. Ale spokojnie już wiele razy słyszałam
że ze mnie dziwak. – mój głos był dziwnie opanowany
-Hymmm. Ciekawe.-
zamyślił się.
-Wiesz co, na
mnie już czas bo zaraz kończy się lekcja i muszę znaleźć jeszcze klasę. Mam
nadzieję że się nie gniewasz. „Boże co za tekst. Dlaczego miałby się gniewać.
Pogrążam się coraz bardziej.”
-A gdzie masz
teraz lekcje? Mogę Cię zaprowadzić. – Cały czas nie spuszczał swojego wzroku.
-Serio?
Mógłbyś? Chwileczkę zaraz sprawdzę… Mam biologię w klasie 16. A na dole są
klasy tylko do 10, a na górze już lecą 20.- westchnęłam.
-Jasne nie ma
sprawy, zawsze do usług.- uśmiechną się.
-Dzięki, tylko
spakuje swoje graty i możemy już iść.
Kucnęłam aby pozbierać
swoje rzeczy, w raz ze mną kucną i Lysander. Pomagał mi się spakować. Miło z jego
strony. Bardzo przystojny, inteligentny i kulturalny chłopak.
-Piszesz
wiersze ?- nagle z rozmyślań wyrwał mnie jego przeszywający głos.
-Yyyyy, czasami
ale to nie ważne.- zebrałam mu swój notes. Byłby wstyd gdyby przeczytał to co
napisałam. Moja reakcja go zaskoczyła. Zapięłam plecak i wstałam. – Idziemy?
-Jasne. Panie
przodem..-jego głos nie był już taki wesoły. „Co takiego zrobiłam?”
Nasza dalsza
drogę to ciągłe milczenia. Wydawało mi się że chciał coś jeszcze powiedzieć,
ale sobie odpuścił. Zaprowadził mnie pod klasę. Okazało się że szkoła ma
jeszcze inne skrzydło, do którego wchodzi się z drugiej strony podwórka.
-To jesteśmy na
miejscu.- spojrzał mi w oczy. Więc ja już lecę bo mam fizykę rozszerzoną. Także
do zobaczenia Liv.- uśmiechną się lekko.
-Jeszcze raz
dzięki i do zobaczenia. – Wpatrywałam się jak odchodzi. Dlaczego tak bardzo
chciałam aby się odwrócił? Było między nami jakaś dziwna więź. Nagle zobaczyłam
jak na niego wpadł Kastiel i zaczęli się przepychać. Wszystkie
dziewczyny oglądały się za nimi. Robiąc maślane oczka. Mimowolnie uśmiechnęłam się. „Może ten
Kastiel nie jest taki zły? Skoro przyjaźni się z Iris i z Lysandrem.”
-Liv!!!-
podskoczyłam po ktoś krzykną mi do ucha. Chciałam już komuś walnąć, ale okazało
się że to Iris.
-Boże
dziewczyno!! Aleś ty delikatna. Chcesz abym dostała chyba zawału i aby mnie
wynieśli ze szkoły ale nogami do przodu.- starałam opanować oddech i patrzyłam
się na dziewczynę jakbym chciała ją zabić. Dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Spokojnie, nie
mam zamiaru Cię zabić. Bo wiesz co? Polubiłam Cię.<uśmiechnęła się
szeroko>. Chciałam Ci coś zaproponować.
-Pogrzeb w
okazyjnej cenie?- dziewczyna znowu zaczęła się śmiać.
-Nie, nie. W ramach
podziękowania za pomoc przy matematyce i korzystając z okazji że dzisiaj piąteczek.
Chciałabym Cię zaprosić do siebie. Mam na weekend wolną chatę. Wpadnie paru
znajomych ze szkoły. Powiedzmy że będzie mała imprezka. Co ty na to ? W sumie nie przyjmuję odmowy.–
wyszczerzyła zęby.
-Hymm sama nie
wiem nie przepadam za dużymi imprezami. A kto będzie? Znam te osoby?-
podrapałam się w czoło.
-Nie
przesadzaj. Poznasz lepiej nowych ludzi i tak naprawdę to nie będzie wielka impreza. Będę tylko ja, TY, Kastiel
<na dźwięk jego imienia zrobiłam dziwną minę, Iris chyba to zauważyła. Ale
nie przerwała wyliczania> Lysander
<lekki uśmiech>, taka dziewczyna Violetta z naszej klasy, a ze starszych
klas to bliźniaki, Ken i Rozalia. No to byłoby wszystko.
-No to ładna
grupka. Niektórych znam.-zamyśliłam się. Jedno imię mnie tylko przekonywało
żeby tam pójść. Znowu zalałam się rumieńcem.
-No to widzisz.
Więc nie ma mowy abyś nie przyszła. Więc dzisiaj u mnie punkt 20.00. Okey? A
właśnie przygotuj jakąś koszulę nocną bo śpisz dzisiaj u mnie. W sumie każdy
kto chce może spać, ale ty na bank.
-Spokojnie,
spokojnie najpierw muszę zapytać się Arona co on na to.
-No okey. Ale
liczę na Ciebie. W razie co mamy swoje numery. Prześlę Ci po lekcjach mój
adres. A teraz do później, bo muszę lecieć bo mam rozszerzenie z angielskiego.
A ta baba nie lubi jak się ktoś spóźnia. Więc papa.- pocałowała mnie w policzek
i poleciała dalej jak opętana.
Ta szkoła jest
naprawdę dziwna. Ale to idealnie trafiłam. Pierwszy raz czuję że do czegoś
pasuje. Lekcja rozpoczęła się. Dzisiaj nie musiałam nic robić, z racji tego że
to moja pierwsza lekcja. Przysłuchiwałam się jaki teraz dział przerabiają.
Nauczycielka wyglądała na sympatyczną i kompetentną. Lekcja minęła szybko.
Wyszłam z klasy i udałam się na dziedziniec. Szybko znalazłam swój ścigacz,
wsiadłam na niego i ruszyłam w kierunku domu. Po drodze wydawało mi się, że
minęłam Kastiela. Ale mniejsza o to. Teraz czeka mnie rozmowa z Aronem. Ciekawe
czy mnie puści. Chodź w to wątpię.
- Gdzie ja jestem?- chciałam podnieść się z łóżka, ale ból
mi to uniemożliwił.
- Jesteś w szpitalu, miałaś mały wypadek w szkole. –
odpowiedział mi, męski i ciepły głos. W jego brzmieniu było słychać troskę i
przejęcie.
- A co tak dokładnie się stało? Pamiętam tylko że szukałam
pokoju gospodarzy, wpadłam na Kas… Na pewną osobę. W tedy pobiegłam w stronę korytarza
i właśnie film mi się urwał.
Głos mi drżał ze złości na samą myśl o Kastielu. Nagle
poczułam na sobie jego wzrok.
- Wpadłaś na drzwi, które otwierałem. Upadłaś na podłogę i
uderzyłaś głową o nią. Zabrałem Cię od razu do szpitala. Resztę już wiesz.
Dlaczego szukałaś pokoju gospodarzy?
-Jestem nową uczennicą i dyrektorka kazała mi znaleźć
głównego gospodarza ponieważ miałam podpisać jakieś papiery i odebrać yyyyy….
-Legitymacje szkolną?
-Dokładnie tak.
-Gdzie moje maniery. Nazywam się Nataniel Wilson jestem
uczniem klasy 3 i głównym gospodarzem szkoły. A Ty jesteś Liv, zgadza się?
-Miło mi Cię poznać. Tak zgadza się jestem Liv. Dziękuję za
udzielenie mi pomocy.
‘’Jest słodki, taki
niewinny i te jego oczy.” Jak zauważyliście pierwsze na co zwracam uwagę to są właśnie
oczy. Może dlatego że są zwierciadłem duszy, ale wydaje mi się że ludzie nie
potrafią tego faktu wykorzystać. Rozmawiając z kimś uciekamy wzrokiem w bok. Na
siłę staramy się ukryć nasze uczucia. Może to strach, a może po prostu nie
chcemy stać się bezsilni pod wpływem czyjego przenikliwego spojrzenia.
-Liv? Coś nie tak?
Patrzysz się na mnie jak bym był jakimś kosmitą którego pierwszy raz widzisz na
oczy. To trochę krępujące.- Dopiero teraz zauważyłam że się zaczerwienił. Gwałtownie
odwróciłam wzrok .
- Nie nic się nie stało. Po prostu zamyślałam się.
-Mogę Cię o coś spytać?
Kiwnęłam głową, dając mu szanse na zadanie pytania.
-Powiedziałaś że jak mnie szukałaś wpadłaś na kogoś.
Zaczęłaś mówić jego imię ale nagle przerwałaś. Czy tu chodziło o Kastiela? –
jego mina stała się poważna.
-Nie znam tej osoby. Zresztą nie ważne.- patrzyłam w okno by
nie zauważył że kłamię.
-Coś Ci zrobił? Możesz mi przecież powiedzieć.
Chciałam już odpowiedzieć, ale drzwi do Sali gwałtownie się
otworzyły. Do pomieszczenia wpadła Iris i Aron. Zdziwiłam się na ich widok.
Nataniel w tym czasie wstał i się pożegnał. Tym samo dając miejsca moim
gościom. Zauważyłam jak Iris i Nataniel mierzyli się wzrokiem. Rudowłosa
odpuściła i spojrzała na mnie z troską i przerażeniem.
- Boże, Liv! Nic Ci się nie stało?- Aron zapytał z
przerażeniem, przytulając mnie jak najcenniejszą rzecz na świecie.
-Dusisz mnie.! – Aron rozluźnił uściska. – Wszystko jest
okey, tylko przez moją nie uwagę wpadłam na drzwi i się przewróciłam. To
wszystko. Jak widzisz żyję i mam się dobrze, a co do Boga jeszcze go w to nie
mieszaj. To będzie ostateczność. – uśmiechnęłam się do niego, aby dać mu do
zrozumienia że ze mną wszystko jest okey. Iris cały czas stała i przyglądała się nam.
- Skoro tak mówisz pozostaje mi tylko wierzyć. Twoja koleżanka
powiadomiła mnie o wypadku.~ Spojrzał na dziewczynę stojącą za nim. – A teraz
pogadajcie, ja pójdę zapytać się lekarza kiedy będą Cię mogli wypuścić ze
szpitala.
Wstał, dając ręką znak aby rudowłosa usiadła. Spojrzał się
na nas jeszcze i wyszedł. W sali zapanowała cisza. Dziewczyna się tylko na mnie
patrzyła, ale nagle przerwała milczenie.
- Jak się czujesz? Wszystko okey? A właśnie mam Twój
telefon. Jak Cię zabierali, wypadł z kieszeni. Postanowiłam kogoś
powiadomić. W sumie nie wiedziałam kogo,
ale usłyszałam jak Armin i Alex wspomnieli coś że Aron będzie na nich zły więc
poszukałam jego numeru i zadzwoniłam.
-Dzięki.Czuje się już lepiej. Jutro powinnam zjawić się w
szkole. Chyba…
-Aron, to twój chłopak?- zapytała prosto z mostu. A mnie aż zatkało.
-Aron? Nie, to mój wujek. Był bratem mojego ojca… - kiedy
zadała to pytanie na jej twarzy była nutka nadziei ale teraz zauważyłam tylko
lekki smutek. „Hymm, dziwne. Coś chyba jest nie tak.”
- Rozumiem. Ważne że z Toba jest wszystko dobrze.~ Wymusiła
uśmiech. Chciała wstać ale ją zatrzymałam.
-Iris? Coś jest nie tak, prawda? Czasami warto o czymś
powiedzieć, aby poczuć się lepiej. „ Matko, co ja gadam. Komuś daję rady a sama
się nie mogę do nich dostosować, to żałosne.”
-Nie nic takiego naprawdę. Wracaj szybko do zdrowia. Ja już
pójdę.
-Z tego co pamiętam, miałyśmy dzisiaj się pouczyć z
matematyki. Wiec nie wywiniesz mi się tak szybko. Poczekaj na mnie, powinien niedługo
być wypis. Aron zawiezie nas do domu i się pouczymy, zgoda?- spojrzałam na nią pytająco.
Na twarz rudowłosej w końcu wkradł się szczery uśmiech.
-Ty powinnaś odpoczywać. Nie martw się o mnie, serio. Jakoś
sobie poradzę.
-A czy ja pytałam Cię o zdanie? No właśnie. To już
postanowione. Siadaj!
Wskazałam na krzesło obok mnie. Iris, roześmiała się i
usiadła. Uśmiech do niej bardziej pasuje niż smutek i przygnębienie.
Pogadałyśmy jeszcze trochę i zaraz przyszedł Aron z wypisem. Lekarz stwierdził
że nic mi nie jest i że mogę wrócić już do domu. Zalecił mi, abym na siebie
uważała.
Razem z wujaszkiem i Iris wróciliśmy do domu. Aron upewniając
się że nic mi nie jest, pojechał do pracy pozostawiając mnie w rękach
rudowłosej. Wieczór miną mi zaskakująco szybko, przerobiłam z Iris cały
materiał i wydaje mi się że coś zrozumiała i napiszę na 4. Ale to okaże się w
przyszłości. Chociaż miałam wrażenie że dziewczyna usiłowała się mnie o coś
zapytać, ale nie miała odwagi. Przyjdzie czas, to się dowiem o co chodziło.
Długo tego nie będzie skrywać.
Około godziny 22 zostałam sama w domu. Po Iris przyjechał
jej tato. Pomimo miłego wieczoru pragnęłam aby ten dzień się skończył. Za dużo
wrażeń, jak na jeden dzień. Umyłam i przebrałam się w piżamę. Wzięłam jeszcze leki przeciwbólowe i nim się
spostrzegłam nastał już nowy dzień. Oby ten był lepszy.
„Większej szkoły to nie mogli wybudować” westchnęłam. Było
już 20 minut po dzwonku, a ja nadal błądziłam szukając gabinetu dyrektorki.
Byłam już chyba wszędzie.
-A co jeśli pokój dyrektorki wysadzili w powietrze, a ją
porwało ufo aby przeprowadzić na niej eksperymenty. A jej wnętrzności służyłyby
jako produkty na obiad?- mimowolnie zaczęłam mamrotać pod nosem. Za plecami
usłyszałam śmiech. „Kurwa, nie mówcie że ja to głośno powiedziałam.” Moje
policzki zaczerwieniły się, a ja? No cóż nie wiedziałam czy mam się odwrócić
czy nie. Jednak postanowiłam że się odwrócę, raz się żyje. Najwyżej będę miała
miano stukniętej laski.
Powoli obróciłam się w stronę wcześniej usłyszanego śmiechu.
Przy drzwiach do damskiej toalety stała ruda dziewczyna. Miała idealną figurę,
cudowny kolor włosów jakby ukradła ogień z samego piekła, miała delikatne rysy
twarzy. Przy tej dziewczynie można było nałapać się kompleksów. Ubrana była w
jeansy, i czarny sweterek.
- Hej! Jestem Iris. Ty zapewne jesteś nową uczennicą. Zgadza
się ? – powiedziała to z lekkim jeszcze rozbawieniem.
-Hhhejjj. Yyyy tak zgadza się to ja jestem ta nowa. Eh gdzie
moje maniery. Liv, miło mi Cię poznać. – wypowiedziałam to niepewnie.
Dziewczyna podeszła do mnie i mnie przytuliła. Stałam jak
wryta.
-Spokojnie, wyluzuj. Każdemu się zdarza mówić do siebie.
Ale przyznam Twoja wyobraźnia mnie
powala. Dyrektorka była już mordowana, przywiązywana i Bóg wie co jeszcze. Ale
żeby ufo ją porwało i miało zjeść jej wnętrzności? Heheh to jeszcze się nie
zdarzyło. Jesteś pierwsza.
-Wybacz, myślałam że jestem sama na korytarzu.- spojrzałam
na nią nieśmiało. Natomiast ona uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. – A właśnie,
dlaczego nie jesteś na lekcji?
-Wiesz co, mam teraz matematykę i nie bardzo rozumiem dział
który przerabiamy. Dzisiaj miała być kartkówka, więc postanowiłam nie być na lekcji. Jeśli chodzi o ten przedmiot to jestem tępa.
Prosiłam parę razy mojego kumpla, ale on nie umie tłumaczyć i nie ma
cierpliwości. Sama rozumiesz? –Rozumiem. A to nie będzie tak że teraz
dostaniesz jedynkę ? Zawsze warto iść, może coś byś napisała.
-Wątpię. U nas w szkole jest tak, jeżeli nie jesteś na lekcji na której jest
kartkówka to musisz napisać ją na następnej z tym że masz o połowę więcej
zadań.- westchnęła ciężko.
-A kiedy masz następną lekcję i co przerabiacie ?
-Mam jutro. Teraz mamy logarytmy.- posmutniała.
-Jeżeli masz ochotę to mogłabym Ci coś wytłumaczyć i pomóc
się przygotować. Z matematyką nie mam problemów, gorzej z fizyką lub chemią.
–„Co się ze mną dzieje, od kiedy ja chcę komuś pomagać?”
-Serio?! Mogłabyś to dla mnie zrobić?
-Jasne, nie widzę problemu.- wzruszyłam ramionami.
-Wow. Dzięki, w takim razie będę na Ciebie czekać po
lekcjach pod głównym wejściem. A właśnie w której klasie się uczysz?
-Jeszcze nie wiem. Miałam się spotkać z dyrektorką na
pierwszej godzinie, ale wciąż szukam jej gabinetu. Jak dalej tak pójdzie to nie
wyrobię się do świąt aby z nią pogadać.
Znowu wybuchła śmiechem.
-Wiesz co, mam lepszy pomysł. Zaprowadzę Cię do niej, dzięki
mnie zaoszczędzisz parę miesięcy poszukiwań.
Wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Jak na taka
chudzinę miała sporo siły. Weszłyśmy na II piętro, zrobiłyśmy parę kroków i już
znalazłyśmy się pod gabinetem dyrektorki. Wtedy przerwałam ciszę.
- Dzięki że mi pokazałaś gdzie znajduję się gabinet. Nie
dziwię się że nie potrafiłam go odnaleźć, skoro na drzwiach nie ma żadnej
karteczki.- oburzyłam się.
-Jest, ale tutaj z boku. Dobra, teraz już lecę bo jak mnie
stara zobaczy będzie piekło. Do zobaczenia po lekcjach Liv!. – Przytuliła się
jeszcze do mnie i za chwilę jej sylwetka schowała się za rogiem. „Hymm, miła
dziewczyna ale chyba za bardzo okazuje uczucia. Trochę to dziwne ale miłe.”
Nagle drzwi do gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich Kastiel. Zdziwił się na
mój widok, ale po chwili na jego twarzy wkradł się złowieszczy uśmieszek. Nie
czekając dłużej weszłam szybko do gabinetu dyrektorki i zamknęłam za sobą
drzwi.
-Przepraszam że przeszkadzam, ale jestem nową uczennicą i
rano miałam spotkać się z Panią dyrektor. Czy jest może w swoim gabinecie?-
zapytałam niepewnie i uśmiechnęłam się delikatnie do sekretarki. Ta służbowo
odpowiedziała.
-Tak, jest i czeka na Ciebie. Proszę za mną.
„Weź bądź tu człowieku miły skoro nawet na delikatniejszy
ton nie potrafi się zmusić. Pff” Zatrzymałam się za sekretarką i poczekałam aż
zapuka do drzwi. Z oddali dało się słyszeć stary już głos. Sekretarka wskazała
aby weszła do gabinetu i zamknęłam za nią drzwi. Przywitałam się z Panią
dyrektor. Poinstruowała mnie co obowiązuje w szkole. Podała mi wszystkie nowe
podręczniki które są potrzebne na ten rok szkolny. Schowałam je do torby. ”Wydaje
się być bardzo miła. Nie wiem dlaczego Iris powiedziała że uczniowie nie raz
mieli ochotę ją zabić.”
-Liv. Będziesz musiała się dzisiaj udać do głównego
gospodarza szkoły po odbiór legitymacji szkolnej oraz zostaniesz poproszona o
podpisanie paru dokumentów. Mam nadzieję że sobie poradzisz.
-Oczywiście. To wszystko?
-Z mojej strony tak. W takim razie witaj w szkole „Svart Brorskap” Liv.
-Dziękuję i życzę miłego dnia.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. Pożegnałam się jeszcze
obojętnym tonem z sekretarką bo tak wypada. Nie będę pierwszy dzień w szkole
robić sobie problemów i wystawiać dla wujka złego świadectwa. Zamknęłam drzwi
gabinetu i zmierzałam w stronę długiego korytarza w poszukiwaniu gabinetu
głównego gospodarza. Spojrzałam na zegarek jeszcze 5 min do końca pierwszej
lekcji. Zapewne nie ma tej osoby jeszcze w gabinecie skoro jest uczniem. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w tali i
ciągnie do tyłu. Wyrwałam się, ale ta osoba była silniejsza. Chciałam krzyknąć
ale przyparła mnie do ściany. W końcu
mogłam spojrzeć kto jest napastnikiem. I kto śmiał mnie dotykać.
-Kastiel! Co Ty do cholery robisz?! Masz mnie natychmiast
puścić.!- Powiedziałam to nieco podniesionym głosem.
- Spokojnie kotku, chciałem po prostu dokończyć to co
zacząłem dziś rano. Nie gniewasz się prawda.- przejechał delikatnie dłonią po
moim policzku. Przeszły mnie dreszcze a policzki zaczęły mnie palić. Nie
wiedziałam co mu odpowiedzieć ale nie musiałam długo czekać. – Taka buntowniczka,
taka niedostępna. A tu proszę na byle jaki dotyk reaguje tak, hymm jak to
powiedzieć.. kobieco? Tak to chyba dobre słowo. Muszę powiedzieć że słodka
jesteś.
Uśmiechną się diabelsko i nachylił się jeszcze bardziej.
Chciał mnie już pocałować lecz zebrałam się w sobie i odepchnęłam go na tyle
mocno aby mieć trochę wolnej przestrzeni.
-Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz że możesz od tak o mnie
pocałować i robić co Ci się żywnie podoba?- krzyknęłam. Nagle zadzwonił dzwonek
i wszyscy zaczęli wychodzić na korytarz. Nikt za specjalnie nie przejmował się
nami. W oddali zobaczyłam rudowłosą dziewczynę która szła w naszym kierunku z
jakimś chłopakiem. Poczułam ulgę ale nie
na długo ponieważ Kas nie dał za wygraną i wykorzystał chwilę. Tak, pocałował
mnie. Oburzona wymierzyłam mu policzek. Oszołomiony odsuną się ode mnie. Nagle
na korytarzu zapadła cisza. Oczy wszystkich były skierowane w naszą stronę. Iris
i jej towarzysz stali jak zaczarowani z otwartymi buziami. Nie wiedziałam co
robić.
-Przepraszam, Kas. – odwróciłam się i uciekłam w kierunku
schodów.
Gdy tak biegłam nie zauważyłam otwierających się drzwi i
wpadłam na nie. Osunęłam się na ziemie uderzając głową o podłogę. Straciłam
przytomność. Gdy się ocknęłam leżałam już na jakimś łóżku w nieznanym mi
pomieszczeniu. „Czy ja umarłam” pokręciłam głową. Otworzyłam oczy i zobaczyłam
jego. Wyglądał jak anioł.
-Liv! Liiivv. Wstawaj.- Ktoś szturchał mnie za ramię.
-Tak, tak już idę.. Daj mi godzinę.~ Odwróciłam się na drugi bok. Nagle coś zimnego i mokrego poczułam na sobie.
-Ja Ci dam za godzinę.
Zerwałam się z łóżka z mocnym biciem serca krzycząc przy tym.
-Aaaaaa! Ratunku chcą mnie zabić.
-Hahahah nie mogę. Spokojnie Liv woda jeszcze nikogo nie zabiła.
Aron zaczął śmiać się na cały głos. Próbował się powstrzymać ale moja mina nie pozwalała mu na to.
-Zwariowałeś?! Mnie tak załatwić mnie? Zobaczysz zemszczę się kiedyś. A właśnie która godzina?~ wzrokiem szukałam jakiegoś zegarka.
-To czekaj tylko się odsunę zanim powiem. Bo znając życie wpadniesz w szał. Obecnie jest 7.10. Puki otrząśniesz się to będzie 7:12, a o 7:30 musimy już wyjeżdżać bo chcę odwieść Cię do szkoły. Podsumowując, masz mało czasu.
-Co!! Kurw.. kurczaczek dlaczego mnie ten budzik nie obudził i dlaczego wcześniej mnie nie obudziłeś. Teraz się nie wyrobię i będę wygląda strasznie w pierwszy dzień szkoły.~ Nerwowo zaczęłam szukać ubrań.
– A może nic się nie stanie jak nie pójdę do szkoły, co o tym myślisz?~ Zrobiłam słodkie oczka.
-Nie ma mowy! Masz iść do szkoły. Musisz zmienić przyzwyczajenia i zacząć wywiązywać się ze swoich obowiązków. Ale daje Ci 10 minut ekstra. Wyjeżdżamy o 7:40. Nie pójdziesz najwyżej na pierwszą lekcję i tak będziesz musiała na początki iść do dyrektorki.
Odetchnęłam z ulgą. „Zawsze to 10 minut więcej”. Szybko zgarnęłam ubrania i pobiegłam do łazienki. W tym czasie Aron wyszedł z pokoju śmiejąc się pod nosem. Zanim wyszedł krzykną do mnie abym się tylko nie zabiła, bo szkoda umierać w tak młodym wieku.
Po 10 minutach byłam już gotowa. Nie wyglądałam tak jakbym sobie tego życzyła, ale kto by się tym przejmował. Tak mnie nikt nie zna w tej szkole. Nawet pewnie nie zauważą mojej obecności. No chyba że obowiązują tam mundurki i nie ma takich wybryków natury jak ja. Umówmy się moje stylizacje mają wyraźny komunikat nie podchodź. Dzisiaj ubrałam się w to co zazwyczaj czyli czarne po przedzierane rurki, czarny top z średniej wielkości dekoltem, na to założyłam jak by inaczej czarną skórę no i aby dopełnić mój buntowniczy wizerunek na nogach miałam moje najwygodniejsze buty na świecie jakimi były glany. Ale to nie były tradycyjne glany, wyróżniał je kolor sznurówek ponieważ jedna była koloru zielonego a druga brązowego. Na ręku miałam czarno-czerwone rzemyki. Tak o to wyglądała moja stylizacja. Makijaż nie był za mocny. Ogólnie nie używam podkładów bo mam gładką i bladą cerę. Jedynie co podkreślam to moje oczy. Są moim jedynym atutem i od razu przyciągają uwagę. Nie jest codziennością aby ktoś miał tak intensywny zielony kolor. A co za tym idzie idealnie pasuje do czarnej kredki.
Zgarnęłam swoja torbę i zeszłam na dół. Zjadłam szybko kanapkę i popiłam zieloną herbatą.
-Liv musimy już wychodzić. Jesteś gotowa?- Za plecami usłyszałam głos wujaszka.
-Tak, tak już idę i nie za godzinę tylko już!
Wstałam i zmierzałam w kierunku drzwi wejściowych. Aron przepuścił mnie w drzwiach z lekkim rozbawieniem. W końcu byliśmy już w samochodzie i ruszyliśmy. Nagle samochód się zatrzymał przed jakimś domem. Spojrzałam na Arona pytająco. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
-Zapomniałem Ci powiedzieć, ale dzwonił do mnie dzisiaj kumpel i poprosił abym zabrał jego synów do szkoły. Uczą się w tym samym liceum co ty teraz. Z tym że są o rok od ciebie starsi. Mam nadzieję że nie masz nic przeciwko temu?
-Nie skądże. Przynajmniej kogoś będę znała z widzenia. A czy oni wiedzą o mnie?
-Chyba tak, wspominałem dla kumpla że przeprowadzasz się do mnie i będziesz uczyć się w tej szkole. Powiedział że chłopaki chętnie się tobą zaopiekują przez pierwszy dzień w ramach wdzięczności.
„No tak, w tych czasach nie ma nic bezinteresownie.” Nagle drzwi się otworzyły i do samochody weszło dwóch wysokich chłopaków. Wyglądali na sympatycznych. Moją uwagę jednak przyciągnęła niebieska fryzura chłopaka a nie fakt że byli bliźniakami.
-Cześć Aron!
Przywitali się jednocześnie. Aron odwrócił się do nich.
-Cześć chłopaki. Wybaczcie że tak późno, ale miałem małe kłopoty z dobudzeniem tej o to panny.<wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu>. Poznajcie się.
-Cześć Wam, jestem Liv.- podałam im rękę. Na ich twarzy zobaczyłam delikatne uśmiechy
-Hej! – Odpowiedział chłopak siedzący za mną który właśnie przerwał grę na psp. Jestem Armin. A to mój młodszy brat o 5 minut Alexy.
-Hejjjj!! Jak bym mógł to bym Cię wyściskał no ale siedzenia przeszkadzają. Swoją drogą powiem Ci Liv że masz zajebisty kolor oczu.
-Dziękuję Alexy. Miło mi Was poznać.
Dalsza droga przebiegła na kłótni nowych kolegów. Aron spojrzał się na mnie z przepraszającym wyrazem twarzy. Uśmiechnęłam się do niego, na znak że nie mam mu tego za złe. Szybko dotarliśmy na miejsce. Wysiedliśmy, jednak zatrzymał mnie głos dochodzący z samochodu.
-Liv, poczekaj. Słuchaj nie będę dzisiaj mógł po Ciebie przyjechać bo muszę zostać dłużej w pracy. Ale spokojnie ojciec chłopaków Cię odwiezie.
-Nie za dużo tych przysług? Przecież za podwiezienie ich, mieli się do mnie odzywać i pokazać mi szkołę?~ Za głośno to chyba powiedziałam bo zauważyłam że chłopaki się odwrócili w moją stronę ze zmieszaniem.
- Aleś ty subtelna nie ma co. Spokojnie, sam mi to zaproponował, jeśli nie będziesz chciała z nimi wracać to masz jeszcze autobus lub możesz wrócić na piechotę. Chodź wolałbym abyś wróciła z nimi, tak nie znasz jeszcze okolicy oraz będę czuł się spokojniejszy. A i jeszcze jedno masz tu klucze od domu oraz trochę kasy.
-Okey, wrócę z nimi. Chodź chciałabym poznać trochę okolicy, ale spokojnie jeszcze dzisiaj będę grzeczna. Kluczę wezmę ale kasy nie. Mam jeszcze swoje oszczędności.
- A czy ja Cię o coś pytałem. Masz i nie gadaj. Miłego dnia.
„Ehh, z nim się nie da dyskutować”. Pomachał jeszcze do mnie i odjechał. Ja odwróciłam się w stronę budynku i podeszłam do chłopaków, bądź co bądź czekali na mnie jak obiecali ojcu. Rozmowę zaczął niebiesko włosy z podekscytowaniem.
- No więc Liv, teraz mogę powiedzieć że masz oryginalny i dobrze dobrany strój. Na pewno będziesz wrzucać się w oczy.
-Jak to przecież Wy też nie wyglądacie jakoś zwyczajnie. Macie dopasowane dość eleganckie stroje. Ty szaloną co nie co stylówkę, ale mniejsza o to. Więc dlaczego miałabym się aż tak zwracać na siebie uwagę?
W tej samej chwili zauważyłam że każdy kto koło nas przechodził, patrzył się na mnie jakbym była jakimś wybrykiem natury.
-No wiesz nie było tu dziewczyny która byłaby ubrana cała na czarno, miała bladą cerę lekko zaróżowione policzki które dodają uroku pomimo tego mroku i tajemniczości w oczach.~ Wyszczerzył zęby.
-No to pięknie chyba powinnam ubierać się inaczej, aby nie zwracać na siebie uwagi.
Odezwał się Armin.
- Już za późno koleżanko. Za dużo osób Ciebie widziało. A teraz chodźcie.- Odpowiedział, nie odrywając wzroku od swojego psp.
-A ty idioto nie mógłbyś chodź raz przestać grać na tym psp. Jeszcze koleżanka pomyśli że ją olewamy.- Alexy powiedział lekko podniesionym głosem.
-I tak myśli że to robimy z litości. Więc co za różnica.
Zrobiło mi się wstyd, ale nie dałam po sobie tego poznać.
-Dobra chłopaki, miło było Was poznać, ale teraz wybaczcie nie chcę sprawiać kłopotu i chciałabym sama rozejrzeć się po szkole. A wy i tak zaraz macie lekcje, więc do następnego.
Odpowiedziałam bez emocji. Alexy trochę posmutniał a Armin lekko oderwał się od swojego psp, ze zmieszaniem. Może stwierdził że za dużo powiedział. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie będę zbytnio się tym przejmowała i przyzwyczajała się do ludzi. Ludzie raz są później ich nie ma. Taka kolej rzeczy. Oddalałam się od nich coraz bardziej. W pewnym momencie poczułam na sobie czyjś wzrok. Kiedyś olałabym to, ale teraz czułam jakiś niepokój. Zaczęłam się rozglądać. Spostrzegłam że przygląda mi się chłopak opierający się o drzewo. Nasze spojrzenia się spotkały. ‘’Ciekawe na co on tak się gapi. Nie ma nic innego do roboty tylko obserwować ludzi”.
Wzdrygnęłam się. Okazało się że chłopak już stał obok mnie. Był wyższy ode mnie. Miał może gdzieś 190, a ja do niskich nie należę bo mierzę 180 bez butów. Miał czerwone długie włosy, czekoladowe oczy. Ubiorem też się wyróżniał. Miał czarne bojówki z łańcuchem, czerwoną koszulkę z czaszką, bluzę rozpinaną z kapturem.
Zebrałam w końcu myśli i przybrałam wyraz obojętności.
-Tak wiesz. Szłam ulicą i szukałam szpitala psychiatrycznego i właśnie zauważyłam ten budynek.
Pomyślałam że to musi być on.~ Stanęłam naprzeciwko jego i założyłam ręce.
-Ooo ktoś tu pokazuje pazurki. Nie dobrze, nie dobrze. Nie lubię takich panienek które są zbyt pewne siebie. – Popatrzył z rozbawieniem.
-No to masz problem, powiem Ci. A teraz wybacz muszeę już iść. Mam nadzieję że nie poczujesz się samotnie.~ chciałam się odwrócić ale złapał mnie za nadgarstek.
-Nie pozwoliłem Ci odejść z tego co pamiętam.
-Nie musiałeś. Sama sobie pozwoliłam.- walczyliśmy na spojrzenia.
-Nie dość że nowa to i pyskata. Ale spokojnie jak będziesz grzeczna to umówię się z tobą.
Objął mnie w pasie i nachylił się. Moje serce zaczęło szybciej bić. Dzięki Bogu że miałam w sobie dość samozaparcia i wyrwałam się mu. Gdyby moje oczy potrafiły strzelać piorunami już dawno ten chłopak by nie żył. Nagle usłyszałam głos za sobą.
-Kastiel! Zostawiłbyś może Panienkę w spokoju. Nie widzisz że jest nowa? Ty chyba nie potrafisz żadnej przepuścić.
-Lys, wiesz co teraz zrobiłeś? Przerwałeś mi. A wiesz jak mi się coś przerywa to jestem wkurzony?
Wykorzystałam ten moment że ten Kastiel i jakiś chłopak zaczęli dyskutować. Odwróciłam się na pięcie i powędrowałam w stronę szkoły. Nie zwróciłam uwagi nawet na chłopaka, który mnie „uratował” od tego wkurzającego typa.
-Dziewczynko! Nie przejmuj się. Jeszcze to dokończymy.
Udałam że tego nie słyszę. Weszłam do szkoły i rozległ się dzwonek na lekcje.
-* Komunikat: Proszę pasażerów o zapięcie pasów. Za chwilę będziemy przystępować do lądowania na lotnisku Moss Rygge. Dziękuję za uwagę.*
- „Już tak szybko? O kurde, przespałam cały lot”- pomyślałam przeciągając się. Zapięłam pasy i usiadłam wygodnie. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.” No to zaczynam zupełnie nowe życie w nowym miejscu. Jakie te życie jest dziwne. Parę godzin temu byłam jeszcze u siebie i wkurzałam matkę milczeniem, a teraz jestem tu. Plus jest taki że poznam trochę świata, nowych ludzi. Odpocznę od matki i jej kochasia. Lecz są i minusy nie będę mogła odwiedzić przez jakiś czas grobu taty, zostawiłam swoich znajomych do których się trochę przyzwyczaiłam. Nie byli to najlepsi przyjaciele, no ale było do kogo buzię otworzyć. …”
Z rozmyślań wyrwał mnie głos mężczyzny. Okazało się że był to „mój sąsiad” z samolotu, który oznajmił że powinniśmy już wychodzić ponieważ wylądowaliśmy. Gwałtowanie wstałam i to był głupi pomysł, bo zakręciło mi się w głowie. Ale było to chwilowe. Wzięłam bagaż podręczny i ruszyłam ku wyjścia.
Odprawa przebiegła zaskakująco szybko tak jak i znalezienie mojej walizki. W sumie ciężko było jej nie zauważyć. Pomimo że fabrycznie była cała czarna to rysunki wykonane przeze mnie były widoczne z daleka. Przemierzałam długi korytarz który prowadził do drzwi rozsuwanych. W końcu znalazłam się w hali przylotów i zaczęłam wypatrywać Arona. Aron to mój ojciec chrzestny i zarazem młodszy brat mojego taty. Nie nazywam go wujkiem ponieważ sobie tego nigdy nie życzył. Wolał jak będę nazywać go po imieniu. Może dlatego że wiązały nas relacje nie tylko bratanica-wujek ale bardziej przyjacielskie. Bardzo dobrze dogadywałam się z nim i dobrze czułam się w jego towarzystwie. Nie widziałam go od śmierci taty a to już minęły 3 lata. Ciekawa jestem czy coś się zmienił. Nagle dostrzegłam kartkę z napisem „Liv” mój wzrok powędrował na twarz mężczyzny. Przeżyłam szok. Może nie powinnam mówić tak o moim wujku bądź co bądź, ale muszę przyznać że gdyby był 10 lat młodszy, zostałby moim chłopakiem haha. Zmienił się odkąd go ostatni raz widziałam spoważniał, wyprzystojniał i schudł. Ciekawa jestem czy poznałabym go na ulicy. Gdy w końcu się ogarnęłam, pobiegłam od razu w jego stronę. Na mojej twarzy pierwszy raz od jakiegoś czasu pojawił się szczery uśmiech. Wujaszek uśmiechną się na mój widok i rozłożył ręce aby mnie przytulić. Wpadłam w jego ramiona i przytuliłam mocno. ‘’Brakowało mi tego. Czuję się bezpieczna i czuje obecność taty.
-Witaj Liv.
” Łzy spłynęły mi po policzku.” Szlak! Dlaczego pokazuje że jestem słaba!”
-Liv. Nie poznałem Cię, ale ty wyrosłaś i wyładniałaś dziewczyno. Proszę, proszę pasuję do Ciebie ten styl. Wykapany ojciec za nastolatka, tylko z tym że Ty to wersja kobieca, heh. Ale chwila, dlaczego płaczesz? Coś się stało?~w jego oczach dostrzegłam zaskoczenie i troskę.
-Hej Aron. Nie, nie nic się nie stało. Tylko..~ zawahałam się.
-Tylko co Livi? Wiesz że możesz powiedzieć mi wszystko.~ Odgarną mi włosy z policzka.
-Gdy Cię zobaczyłam, to przypomniałeś mi o tacie. Poczułam jego obecność no i pękłam. Przepraszam..- Spuściłam wzrok w dół. Nagle poczułam na czole coś ciepłego i mokrego. Aron pocałował mnie w czoła i mocno przytulił.
-Nie ukrywaj emocji. Przy mnie możesz płakać ile chcesz i nie musisz za nic przepraszać. A jak już się wypłaczesz zabieram Cię do restauracji na obiad, bo musze się przyznać że nie zdążyłem zrobić zakupów żadnych i w lodówce tylko wiatr hula. – Uśmiechną się i wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby
-Pffffff, oj wujaszku gdybym nie ja, to byś padł z głodu.
Na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech. Wzięłam Arona pod ramię i udaliśmy się w kierunku parkingu gdzie czekało na nas jego auto.
-No,no powiem Ci że niezła fura.
-No wiesz nie kupuję byle czego. Psst powiem Ci coś w sekrecie. W garażu czeka na Ciebie niespodzianka.~ zrobił minę co najmniej na miarę zdobywcy najwyższego szczytu.
-Serio?! A co to jest?~ zmrużyłam oczy i patrzyłam na niego przenikliwie.
-Spokojnie, wszystko w swoim czasie. Jak będziesz grzeczna to dostaniesz prezent.~ na twarzy wkradł się złowieszczy uśmieszek.
-Że co? Każesz mi czekać tyle czasu? Chcesz abym zjadła obiad i miała niestrawność? Do tego chcesz abyśmy pojechali jeszcze na zakupy. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę ale za dużo ode mnie wymagasz~ Udałam obrażoną. Podszedł do mnie i zaczął mnie gilgotać. On wie jak sprawić aby nie robiła naburmuszonej miny.
-Dobra mała, nie dyskutuj tylko wsiadaj. Zrobiłem się bardzo głodny. A z tego co słyszę to Ty chyba też.
Kiwnęłam głową i wsiadłam od strony pasażera. Do restauracji nie było daleko. Zamówiliśmy obiad. Zjedliśmy go w dobrych humorach. Po obfitym obiedzie udaliśmy się na zakupy. Kto nas zna, to wie że nasze zakupy to 60% słodyczy, a 40% pozostałe produkty.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Mieszkanie wujka było dość spore. Aż się dziwie że mieszka w nim sam. A może przychodzi jakaś kobieta, kto wie. Na pewno dowiem się tego po jakimś czasie. Chyba że nie będzie przy mnie nikogo sprowadzał. Chodź byłoby to dziwne gdyby przeze mnie zrezygnował ze swojego życia prywatnego. Umówmy się nie żyjemy w średniowieczu. Jak już wspominałam, mieszkanie było duże, wszędzie panował porządek. W mieszkaniu dominowała biel i czerń. Pewnie ktoś mu te mieszkanie projektował. Gdy porozglądałam się jeszcze trochę po mieszkaniu, Aron zaprowadził mnie na górę po schodach. Znaleźliśmy się na poddaszu, jak się okazało przeznaczył je dla mnie. Poddasze było bardzo przestronne. Po lewej stronie znajdowały się drzwi za którymi była MOJA WŁASNA ŁAZIENKA, pod oknem dachowym stało dwuosobowe łóżko. Po dwóch stronach łóżka były czerwone szafeczki nocne. Na przeciwko wisiał telewizor a pod nim znajdowała się komoda i podłużne lustro. W kącie stało biurko, a co najlepsze miałam też w pokoju cudowną gitarę elektryczną o której zawsze marzyłam. Jednym słowem mój pokój był wspaniały. Szczerze powiem wzruszyłam się. Spojrzałam się na wujka i przytuliłam się do niego mocno.
-Dusisz mnie młoda. Wnioskuje że pokój się podoba i kolory chyba też dobrałem dobre. – Uśmiechną się życzliwie.
-To najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Nie wiem jak się odwdzięczę za to. A jeśli chodzi o kolory to skąd wiedziałeś że lubię czerń i czerwień ?~ mina sędziego.
- No wiesz ma się te znajomości. ~ Poczochrał mnie.- Skoro mówisz, że nie wiesz jak się odwdzięczysz, to mam pewien pomysł. Wystarczy że podczas nieobecności mojej, gdy będę wyjeżdżał w delegację, które są dość często będziesz po prostu pilnować domu. Czasami trochę coś ugotujesz i mi to wystarczy.
-Tylko tyle? No to umowa stoi.~ Ucałowałam go w policzek.
-Mmmm ile miłości jak na jeden dzień, heh. A to jeszcze nie wszystko. Podczas delegacji nie będę miał możliwości Ciebie odwozić do szkoły, więc zakupiłem Ci ścigacz. Mam nadzieję że potrafisz jeździć, jak nie do Cię nauczę.
Zrobiłam wielkie oczy na tą wiadomość.
-Żartujesz sobie teraz , prawda?
-Nie jestem całkiem poważny, chodź patrząc na Twoją minę długo tak nie pozostanie.~ Wybuchną śmiechem. – To jak młoda umiesz jeździć?
-Ta..Takkkkkk. Dziękuję bardzo. A możesz mi powiedzieć dlaczego to robisz?
-Ale co takiego?~ zdziwił się.
- Dlaczego mnie przygarnąłeś, chodź nie musiałeś. Dlaczego kupiłeś mi tyle rzeczy o które nigdy nie prosiłam bo nie chciałam być na łaskach kochasia matki. Dlaczego?~ Zacisnęłam pięści i wargi aby
nie uronić łez.
-Liv, popatrz mi w oczy i posłuchaj. Przygarnąłem Cię bo już dawno chciałem to zrobić, zaprosić Cię na jakieś wakacje czy coś w tym stylu. Nie wiedziałem tylko jak Ci to zaproponować i twojej matce. Sama wiesz ze nasze relacje nie były i nie są najlepsze. Gdy tylko twoja matka zadzwoniła i powiedziała w czym rzecz nie wahałem się ani chwili. To po pierwsze. Po drugie kupiłem to wszystko bo chciałem Ci wynagrodzić nieobecność moją i Twojego ojca. Nie należę do osób biednych. Wiem że to tylko rzeczy i nie wynagrodzą przemijającego czasu. Ale tylko tak mogę przeprosić że zostawiłem Cię w momencie w którym najbardziej potrzebowałaś kogoś bliskiego. A po trzecie jesteś jedyną najbliższą mi osobą, i wiesz co? Gdybym miał córkę chciałbym aby była taka jak Ty.
Spojrzał mi głęboko w oczy i stało się. To wyznanie sprawiło że coś we mnie pękło. Poczułam się że jestem w końcu kochana, że ktoś jeszcze na tym cholernym świecie mnie kocha, że jestem dla kogoś równie ważna. Pod wpływem emocji usunęłam się na ziemię i padłam na kolana, a z oczu leciały od tak dawna skrywane łzy. Aron na początku nie wiedział co się dzieje, ale po chwili ukląkł obok mnie i przytulił, gładząc delikatnie głowę. Tak jak to robił tato gdy działo się źle. Milczeliśmy. Po jakimś czasie Aron ucałował mnie w czoło i wstał. Spojrzałam na niego pytająco.
-Powinnaś już iść spać i odpocząć. Chyba za dużo emocji jak na jeden dzień.~ Posłał mi ciepły uśmiech. Podszedł do drzwi. Spojrzał jeszcze raz na mnie. W jego oczach widziałam radość ale i smutek.
-Ręczniki są w łazience i wszystko czego potrzebujesz. Możesz robić w tym pokoju co tylko chcesz. Jest cały Twój. A i jeszcze jedno masz się czuć w tym domu jak we własnym. Dobrze, nie będę Cię więcej męczył i też się już położę rano muszę jechać do pracy, a Ty droga panno do szkoły. Więc dobranoc i witaj w domu. Śpij dobrze.
-Dziękuję!
Uśmiechną się i zamkną za sobą drzwi. Zapadła cisza. To dziwne pomimo że zostałam sama w pokoju, to nie czułam się samotnie jak to było wcześniej zanim tu przyjechałam. Czyżbym odnalazła od tak dawna wyczekiwane bezpieczeństwo? Być może. Posiedziałam jeszcze trochę na podłodze, ale po paru minutach stwierdziłam że powinnam iść się umyć i iść spać, ponieważ zmęczenie pukało już do drzwi.
Wzięłam szybki ale gorący prysznic. Dobrze mi to zrobiło. Ubrałam się w piżamy, wyciągnęłam jeszcze z torby moją MP3 i wskoczyłam szybko do łóżka. „Ehhh to był wyczerpujący dzień”. Włożyłam słuchawki do uszu i zgasiłam lampkę nocną. Ustawiłam jeszcze budzik na godzinę 6.30. Chciałam wstać wcześniej aby zrobić jeszcze śniadanie dla mnie i Arona. W słuchawkach leciała delikatna melodia, która sprawiła że zasnęłam nie wiadomo kiedy.